sobota, 27 października 2018

Isabel Allende - El amante japonés



Pojawiały się już tutaj książki, które przeczytałam w oryginale w języku angielskim, ale po hiszpańsku (przeczytałam ich dotąd dosłownie kilka) jeszcze nie było. Stąd dzisiaj El amante japonés czyli Japoński kochanek autorstwa Isabel Allende - chilijskiej, niezwykle poczytnej pisarki. Światowa sława autorki była dla mnie poniekąd gwarancją, że nie będę żałowała wysiłku włożonego w czytanie w obcym języku, bo historia będzie bardzo dobra. I tak rzeczywiście było!



Główną bohaterkę Almę, wojenną imigrantkę z Polski do Stanów Zjednoczonych, łączy z tytułowym japońskim kochankiem wieloletni, ukrywany romans. Książka zawiera w zasadzie historię całego ich życia - od najmłodszych lat, gdy się poznali, do samego kresu. Stopniowo z upływem stron, przez dociekliwość jej wnuka i pracownicy domu spokojnej starości, w którym przebywa Alma, poznajemy wszystkie sekrety ich pogwatmanego życia. Allende krok po kroku odkrywa kolejne tajemnice, przez co powieść intryguje i zaskakuje. Ostatnie strony to prawdziwy punkt kulminacyjny, wynagradzający niektóre nieco przydługie fragmenty.

Jeśli chodzi o styl, na pewno mogę powiedzieć, że jest kwiecisty, autorka nie szczędzi przymiotników i opisów w ogóle. Jest dość drobiazgowa, momentami niepotrzebnie, ale w sumie czyta się to dobrze. Co do polskiego przekładu się nie wypowiem, nie wpadł mi w ręce, ale sądzę, że ta historia w naszym ojczystym języku też się obroni, bo fabuła jest naprawdę ciekawa. Jeśli ktoś rozważa tą lekturę pod kątem praktykowania hiszpańskiego - to raczej wyższy poziom, opowiadana historia wymaga od czytelnika znajomości wszystkich czasów, a słownictwo jest bardzo szerokie.

Kolejny cel - przeczytać powieść po rosyjsku! Ale to dopiero za jakiś czas...

piątek, 19 października 2018

Kekecha



Coś nowego! Takiej herbaty wcześniej jeszcze nie próbowałam (jeszcze dużo przede mną) - oto herbata żółta. Być może w tym przypadku to odrobinę kontrowersyjna klasyfikacja, gdyż nie pochodzi z krzewów Camellia Sinensis jak większość herbat, ale ze spokrewnionych z nimi roślin Camellia Ptilophylla - niemniej jednak to dla mnie zupełnie nowy rodzaj napoju, co mnie bardzo cieszy.



Kekecha pochodzi z chińskiej prowincji Guangdong. Oprócz źródła jej pozyskiwania istnieje jeszcze kilka powodów, dla których jest bardzo wyjątkowa. Najważniejszy z nich to zupełny brak kofeiny. Zawartość przeciwutleniaczy z kolei przewyższa klasyczne herbaty.



Listki herbaty są spore, ale bardzo delikatne, gładkie, lekkie. Pachną korą drzew, a może nawet trochę warzywnie. Zalecone parzenie to 2-3 minuty w 85 stopniach i uważam, że to się świetnie sprawdza. Niech Was nie zraża fakt, że napój ma bardzo bladą barwę, jakby nie zaparzył się odpowiednio. Wszystko jest zupełnie w porządku - herbata barwi wodę na delikatny żółtawy (różowawy?) kolor.





Gotowa Kekecha ma bardzo słaby zapach, ale za to wspaniały, łagodny smak, nieco bardziej wyrazisty pod koniec. Jest bardzo orzeźwiająca, świeża.



To moje pierwsze spotkanie z żółtą herbatą jest niezwykle udane, naprawdę z radością sięgam po tą herbatą do szafki. Mam nadzieję na kolejne herbaciane odkrycia. Kekechę gorąco polecam!

sobota, 13 października 2018

Donna Tartt - Tajemna historia



Z początkiem września zawsze wracam myślami do podstawówki, a z początkiem października - do czasu studiów. Książka Tajemna historia świetnie się w takie nostalgiczne wspomnienia wpisuje. Główny bohater zaczyna naukę na wyższej uczelni, gdzie dzięki swojemu uporowi (połączonemu z fascynacją) trafia do bardzo elitarnej, intrygującej grupy studentów. Pozornie łączy ich tylko nauka greki pod kierunkiem doświadczonego wykładowcy. W istocie w tym zamkniętym kręgu młodych ludzi na porządku dziennym są eksperymenty z używkami, za sprawą których przekraczają kolejne, niebezpieczne granice.



Głównemu bohaterowi z jednej strony ciężko się od tej grupy uwolnić, jest nią otumaniony, z drugiej - wyraźnie od grupy odstaje i nie jest w stanie w pełni się z nią zintegrować, przez co ciągle pozostaje nieco z boku i nie czuje się swobodnie. Szczególnie, gdy wydarzenia stopniowo wymykają się spod kontroli. Weekendy spędzane poza miastem, zalane morzem alkoholu i w narkotykowych oparach, muszą skończyć się źle, a wręcz tragicznie - dla innej osoby, która się z grupą nie w pełni zasymilowała. Myślę, że bez cienia ironii można tą książkę określić mianem współczesnej "Zbrodni i kary". To na nowo przepracowane zagadnienia winy, ponoszenia konsekwencji swoich czynów i wymierzania sprawiedliwości.

Debiutancka powieść Donny Tartt jest nieco krótsza niż osławiony Szczygieł, ale nie wiem, czy w sumie nie zawiera w sobie więcej: emocji i wydarzeń. Lektura Tajemnej historii to bardzo intensywne doświadczenie - tego właśnie powinna dostarczać literatura. Takich kopniaków wyrzucających poza utarte schematy myślenia. Absolutely #mustread - jak to mówią młodzi ;)

niedziela, 7 października 2018

Żurawinowo-cytrynowa



Nagłe ochłodzenie w ostatnim czasie sprawiło, że sporo osób w moim otoczeniu (z Mężem na czele) zaziębiło się. Ja nie daję się żadnym wirusom i z pewnością mają w tym udział litry zielonej herbaty, które w siebie wlewam ;) Szczególnie, gdy jeszcze są z dodatkami. Oczywiście piszę to z przymrużeniem oka, bo wiele czynników wpływa na odporność i nie ma cudownych środków. Jednak odwadnianie się na pewno jest niekorzystne i łagodna herbata może temu świetnie zapobiegać - pita ze smakiem!



W tej mieszance - Żurawinowo-cyytrynowej - jak sama nazwa wskazuje, nie brakuje owoców żurawiny (10%) i skórki cytrynowej (8%), ale, co bardzo ciekawe, znajdziecie tutaj aż dwa rodzaje zielonej herbaty: klasyczną senchę i gunpowder, a także hibiskus. W paczce wyraźnie widać różniące się od siebie kształtem i kolorem herbaciane listki. Susz pachnie cytrusowo, orzeźwiająco.



Powiedziałabym, że ta herbata zaparza się dość leniwie, woda powoli nabiera zielonkawego koloru. Jako kompromis między składnikami - z jednej strony zielona herbata, z drugiej owoce i hibiskus - polecam temperaturę około 90 stopni przez maksymalnie 2 minuty i to naprawdę dobrze wychodzi. Napar pachnie cytrynowo i tak też smakuje.



Ponieważ ta herbata trochę cierpnie, polecam nie czekać, aż wystygnie. Ma nieco wytrawny smak, nie wiem, gdzie podziewa się słodycz żurawiny. Dobra, poprawna herbata, bez fajerwerków.