czwartek, 10 grudnia 2020

Chopin


Przyszedł ten czas w roku, kiedy dobre światło do zdjęć jest naprawdę trudno złapać, tym bardziej sesja tej herbaty cieszy. Chopin to mieszanka czarnej cejlońskiej herbaty BOP-1 z dodatkami: hibiskusem, kandyzowaną pomarańczą, kokosem, jabłkiem, truskawką, bławatkiem, liofilizowana pomarańczą - wbogacone dodatkiem aromatu.


Mieszanka pięknie wygląda, a susz pachnie cytrusami - to już nieco przywołuje grudniową, świąteczną atmosferę.


Tej herbacie zdecydowanie należy się parzenie wrzątkiem, żeby wydobyć smak z jej liści, ale też z dodatków. Napar jest brązowy, klarowny i utrzymuje taki lekko cytrusowy aromat. Kilka minut pazenia wystarczy, aczkolwiek pozostawienie liści w wodzie wcale nie psuje mocno smaku.


Chopin to łagodna czarna herbata ze słodkawo-cytrusowym posmakiem. Warta uwagi.

sobota, 21 listopada 2020

Wilkin&Sons Pure Darjeeling Tea

 

Na coraz krótsze dni potrzebuję coraz mocniejszych herbat. Im cięższy smak, tym lepiej. Hinduskie darjeelingi sprawdzają się bardzo dobrze, specjalnie parzę je długo, aż trochę ścierpną.


Tą piękną puszkę od marki Wilkin&Sons dostałam w prezencie (jak wiele herbat) i z radością otworzyłam. Szczelne zamknięcie świetnie zachowało aromat suszu - taki gorzki, trochę gryzący. Tak pachniała czarna herbata, która była w domu za czasów mojego dzieciństwa!



Zalecone parzenie to 90 stopni, ale ja nie czekam, aż woda wystygnie, zalewam tą herbatę wrzątkiem i parze dobrych kilka minut. Ma piękny, głęboki brązowy kolor i delikatny aromat.


Smakuje świetnie - jest dość mocna, wyrazista. Na opakowaniu jest napisane, że jest dostarczana na dwór Królowej Wielkiej Brytanii! Tym lepiej się ją pije przy kolejnych odcinkach The Crown ! :)

poniedziałek, 2 listopada 2020

Pu erh

 

Nie było mnie tu nieprzyzwoicie długo, ale załatwiałam ważne sprawy i zrobiłam to skutecznie :) Ostatnie zdjęcia herbaty, jakie robiłam, są też nieprzyzwoite - słońce na nich świeci wręcz wulgarnie w porównaniu z tym, co mamy teraz za oknami. Niemniej jednak właśnie ten pu erh towarzyszył mi w ostatnim czasie i dzisiaj kilka słów o nim.


Dostałam tą herbatę w prezencie, cieszyła szczególnie, bo jakoś sama ostatnio czerwonej herbaty nie kupowałam. Ciemnobrązowy susz pachnie bardzo delikatnie, wręcz słabo, na pewno nie drażni, może jest nawet odrobinę słodkawy?


Parzony klasycznie, w około 95 stopniach przez kilka minut, daje piękny, bursztynowy napar, którego aromat już jest nieco bardziej drzewny, ale ciągle delikatny. Taki też jest w smaku - to zdecydowanie łagodny pu erh, mało wyrazisty, lekki. Taki, powiedziałabym, na początek przygody z tym rodzajem herbaty.


Polecam tym, którzy dopiero spotkają się z tą herbatą i tym, którzy szukają czegoś lekkiego, ale niebanalnego. A ja rozglądam się za kolejną czerwoną herbatą, tyle że teraz ciężką i mocną ;)

sobota, 29 sierpnia 2020

Hanya Yanagihara - Małe życie


 Pamiętam czas po premierze tej książki, kiedy była na absolutnym topie i zdjęcie te okładki przewijało się przez wszystkie media społecznościowe. Wzbudzała wiele emocji. Dostałam ją wówczas w prezencie, ale lekturę odłożyłam sobie na później.

Nie wiedzieć czemu, ale miałam przeświadczenie, że to będzie historia równolegle traktująca o wszystkich czterech jej bohaterach. Dłuższą chwilę wyczekiwałam na pojawienie się wątków skupionych na pozostałej trójce, zanim uświadomiłam sobie, że głównym bohaterem jest tylko jeden z grupy przyjaciół i to już o nim będzie cała powieść. W sumie jego jedno życie zawierało w sobie tyle, że wypełnia ten przepastny tom po brzegi... Wobec tego jeśli jeszcze nie znacie Małego życia, to uprzedzam, że wbrew tytułowi jest ono wprost ogromne. Wypełnione bezkresnym cierpieniem i ciągłymi próbami odcięcia się od okropnej przeszłości. Czy można od niej uciec? Pytanie retoryczne.

Dużo tu Nowego Jorku, dużo pięknej Ameryki, amerykańskiego snu. Sukces przelewający się przez piękne mieszkania, drogie restauracje i sklepy. Głównie chyba dla kontrastu ze zranioną duszą Juda.

Mam nieodparte wrażenie, że Małe życie powinno było wyjść w tym roku. W sam raz na czas pandemii, której końca nie widać... Z drugiej strony nie wiem, czy nie wpędziłaby nas teraz w jeszcze większą depresję... Podsumowując - bezgranicznie smutne. Skłania do refleksji, każe się rozejrzeć wokół siebie i docenić to co mamy - niematerialnego. Ale jeśli jesteście w złej kondycji psychicznej, trzymajcie się z daleka, ta książka nie podniesie Was na duchu, bo jest po prostu druzgocąca.

czwartek, 13 sierpnia 2020

Hawajska plaża


Pierwszy dzień urlopu wydaje się idealny, żeby po długiej przerwie wrzucić coś na bloga. Wielkich wakacji nie będzie - taki rok. Na rozbudzenie wyobraźni i marzeń o wyjazdach w nieokreślonej przyszłości polecam herbatą Hawajaska plaża


Mimo skrupulatnego przeszukania czeluści Internetu, nie znalazłam dokładnego składu tej mieszanki. Nie mam wątpliwości, że jest na bazie czarnej herbaty (assam?), a pośród dodatków są kawałki suszonej cytryny, chyba żurawiny, kandyzowane owoce, płatki nagietka i trawa cytrynowa. Susz pachnie bardzo owocowo.


Parzę tą herbatę wrzątkiem, woda zyskuje piękny, czerwonawy kolor. Owocowy aromat jest dość intensywny, a ilość dodatków sprawia, że sama czarna herbata jest słabo wyczuwalna... trochę jakby to był rooibos! Orzeźwiająca, na upał.


poniedziałek, 1 czerwca 2020

Bancha Arigato


Ta herbata najwidoczniej spędziła w mojej szafce dłuższą chwilę, bo etykieta z nazwą i zaleconym parzeniem zdążyła się już zamazać. Na szczęście udało się ustalić, że to Bancha Arigato - mieszanka chińskiej zielonej herbaty z płatkami róży i cząstkami suszonej żurawiny wzbogacona o aromat.



Dodatek aromatu jest spory - zapach z opakowania jest ta intensywny, że nie ulega wątpliwości, że odpowiada za niego sztuczny składnik. Listki herbaty są dość twarde, kruche, w formie igiełek.


Herbatę polecam parzyć klasycznie - jak zieloną - czyli w około 80-ciu stopniach przez 2-3 minuty. Uzyskany napar ma jasny, klarowny kolor i pachnie nieco drzewnie ze słodką nutą. Drugie parzenie tych samych liści daje podobny rezultat.


Herbata smakuje bardzo ciekawie, zdecydowanie wyróżnia się spośród innych mieszanek herbaty zielonej z dodatkami. Żurawina nadaje przyjemnej kwaskowatości, a płatki róży słodkiego aromatu. Napój wydaje się nieco cięższy, mocniejszy, ale nie jest gorzki. Z czystym sumieniem polecam.

sobota, 16 maja 2020

Stephanie Land - Sprzątaczka


A może zdumiała Was krytyczna sytuacja Amerykanów w obliczu pandemii koronawirusa? Jak miliony mieszkańcow w USA w ciągu tygodnia straciły pracę? Jak wiele osób zaraziło się koronawirusem i ile z tego powodu zmarło? W takim mocarstwie jak Stany Zjednoczone - jak to możliwe?


Ta z wierzchu niepozorna i wydaje się, że niezwiązana z tematem, debiutancka książka Stephanie Land odpowie Wam na te wszystkie pytania. To autobiograficzna relacja, w której autorka drobiazgowo opisuje swoje życie tak naprawdę na progu dorosłości, gdy zaczyna sama pracować na swoje utrzymanie. Dziecko z nieplanowanej ciąży i nieudanego związku sprawia, że odpowiedzialność i zobowiązania spoczywające na bohaterce tylko rosną. A Ameryka nie jest naszą przytulną Europą i bezwzględnie punktuje każde potknięcie. Wsparcie ze strony państwa jest bardzo ograniczone, podobnie z prawami pracowników. Same miejsca pracy niepewne, zmieniające się z tygodnia na tydzień. Dostęp do ochrony zdrowia - luksus, zdecydowanie nie dla wszystkich. 

Te kwestie są niejako uwarunkowane systemowo, można zapytać, co w takim razie ze wsparciem ze strony rodziny, bliskich? Nie jest to sprawa oczywista, a już na pewno nie jest to coś, co można wziąć za pewnik w tym kraju...

Amerykanie w obliczu kryzysu zachowali się tak, jak zostali nauczeni - każdy martwi się o siebie, przecież każdy jest panem swojego losu. Stąd gwałtowny wzrost bezrobocia i kryzys gospodarczy. Ochrona zdrowia dla wybranych - wobec tego tylko wybrani mają szansę wyleczyć się z koronawirusa. Koronawirus zabija częściej tych z tymi legendarnymi już chorobami współistniejącymi - zaniedbani zdrowotnie Amerykanie to najlepsi kandydaci. Kapitalizm w najczystszej postaci. Polecam tą książkę! 

wtorek, 12 maja 2020

Paweł Reszka - Mali Bogowie 2. Jak umierają Polacy


Po serii książek podróżniczych, które chociaż myślami mogą nas w tym zamknięciu zabrać gdzieś w odległe strony, mam kolejny zbiór tematycznych lektur. Ale już jakby bliżej, na miejscu. Jeśli któreś ze zjawisk, sytuacji czy wydarzeń, do których doszło w czasie pandemii, wydało Wam się niedorzeczne, niemożliwe czy trudno Wam zrozumieć, dlaczego się tak dzieje, to może któraś z książek z dzisiejszego lub kolejnych wpisów cokolwiek wyjaśni. Jakie sytuacje mam na myśli? Na pierwszy ogień trudna sytuacja ratowników medycznych i ogólnie kiepska sytuacja ochrony zdrowia w Polsce (napisałam baaaardzo delikatnie). To, że system opieki zdrowotnej jest w Polsce na dnie i nie ma u władzy polityków, których obchodzi Twoje zdrowie, Obywatelu, było wiadomo przed epidemią koronawirusa. W czasie epidemii ten kryzys się tylko pogłębia.

O tytanicznej, niedocenionej pracy ratowników medycznych już przed kilkoma laty napisał Paweł Reszka w kontynuacji Małych Bogów. Pierwsza część traktowała o lekarzach, w drugiej reportażysta zabrał nas na pierwszą linię frontu czyli pośród pracowników pogotowia i SORów. Napisał, jak jest - a jest katastrofalnie źle. W polskich warunkach niedofinansowanego systemu ludzkie życie ratują przewlekle zmęczeni ludzie, którzy są zmuszeni doraźnie rozwiązywać problemy zdrowotne tych, którym nie zapewniono normalnej, planowej opieki w poradniach czy szpitalach. Zamiast pracy ukierunkowanej na stany nagłe i rzeczywiście nie cierpiące zwłoki (wypadki, poważne urazy, zawały serca, udary) takie systemowe łatanie dziur - wyjazdy do pacjentów, którzy powinni być zaopiekowani w ambulatoriach albo do takich, którym się nudzi. Do tego ograniczona ilość sprzętu i dostępności miejsc, gdzie pacjent po zaopatrzeniu przez pogotowie powinien zostać przekazany. Taka codzienna, stała przepychanka.

Jako lekarz mogę tylko poświadczyć, że to właśnie tak wygląda. Mną ta lektura nie wstrząsnęła, ale myślę, że dla wielu osób, szczególnie tak zwanych młodych, zdrowych może okazać się niemałym szokiem. Ale na pewno skutecznie wytłumaczy, skąd konieczność desperackich zbiórek na walkę z koronawirusem - praca ludzi, którzy bezpośrednio się z tą chorobą stykają, już wcześniej była jedną wielką prowizorką bez zapewnionych godnych warunków pracy i wynagrodzenia... a co dopiero teraz?!

Kwintesencją tej żenady, do której doprowadzili rządzący, jest fakt, że Prezydent RP rapuje, zachęcając do takiej zbiórki. Tylko retorycznie zapytam, czemu robi z siebie pajaca zamiast wpłynąć na odpowiedni wybór miejsc, gdzie lokowane są pieniądze z naszych podatków? 

sobota, 2 maja 2020

Rooibos Zanzibar



Z nadejściem wiosny i cieplejszych dni (doświadczanych głównie na balkonie...) nabrałam ochoty na owocowe, orzeźwiające napoje. Z mojej przepastnej szafki wybrałam sobie zakupiony swego czasu w Szczecinie rooibos z dodatkami.



Zapach mieszanki Rooibos Zanzibar jest po prostu zniewalający, na pewno dlatego ją kupiłam. To bardzo intensywny aromat słodkich owoców, z mocnym waniliowym akcentem okraszony kwiatową nutą. Tak słodki, że aż kręci w nosie. Nie przypominam sobie drugiej takiej herbacianej mieszanki, której zapach byłby niemalże porównywalny z perfumami! W składzie oprócze rzeczonego roooibosa (zielonego) znajdziecie plasterki cytryny, czerwony i biały pieprz (!), goździki, kawałki mango, imbiru, cynamony, wanilii, kwiatki róży, kaktusa oraz aromat. Na bogato.



Ja zalewam tą herbatkę wrzątkiem i parzę dość długo (nawet 5-10 minut), żeby wyciągnąć z suszu jak najwięcej koloru i smaku. Bo niestety mimo mnogości dodatków, smak naparu nawet po długim parzeniu jest rozwodniony... To nie jest ta intensywność, której można było się spodziewać po otwarciu opakowania. Napój o kolorze miodu oczywiście ma przyjemny typowy dla rooibosa smak, bardziej orzeźwiający niż słodki, ciekawa jest też pikanteria, której dodaje pieprz, ale to wszystko baaardzo łagodne.



Dużo po tym napoju oczekiwałam, niestety dawno się tak nie rozczarowałam... Trudno mi tą mieszankę polecić, zakochałam się w zapachu, ale smak mnie nie przekonał.

niedziela, 19 kwietnia 2020

Wschód



Oczywiście dzisiejsze zdjęcia powstały na balkonie - jedyne słuszne miejsce w obecnych czasach. Herbata na dzisiaj - zielona. Tej jest zdecydowanie na blogu najwięcej, ale jak sprawdziłam, jeszcze nie było żadnej w tym roku. W tym jakże wyjątkowym roku... Ta mieszanka nazywa się Wschód i przyjechała do mnie w prezencie właśnie z tego kierunku - z Moskwy.



Zapach po otwarciu opakowania jest dość intensywny, mocny, przepleciony truskawkowa nutą. W składzie oprócz zielonej herbaty z prowincji Junnan znajdują się tutaj liście i owoce truskawki oraz róża.



Mimo dodatków zalecone parzenie to około 80 stopni. Żeby wyciągnąć smak z dodatków warto parzyć herbatę nieco dłużej, nawet 5 minut. Bez obaw - nie cierpnie, nie gorzknieje. Napar jest jasny, klarowny, delikatnie pachnie. W smaku to bardzo łagodna, klasyczna zielona herbata ze słodkawym akcentem.



Udany prezent! :)

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Paul Theroux - Safari mrocznej gwiazdy



Pozostaję w temacie książkowych podróży - z niezmiennym apelem, żebyśmy zostali w domach. Z poziomu kanapy proponowałam już europejskie miasto i południowoamerykański kraj. Dzisiaj rekomenduję cały kontynet - Afrykę. Oczami i chyba wszystkimi zmysłami Paula Theroux, którego reporterską twórczość pokochałam od pierwszego spotkania.

W Safari mrocznej gwiazdy Amerykanin opisuje swoją przeprawę wzdłuż całego Czarnego Lądu - od Kairu do Kapsztadu! - z takiej wspomnieniowej perspektywy. Wraca do miejsc, w których pracował jako nauczyciel cztery dekady wcześniej. On się zmienił, te miejca również - okazuje się to ciekawą konfrontacją, chociaż chyba więcej tu smutnych niż optymistycznych refleksji... Theroux podróżuje niespiesznie, być może trochę wybiórczo, bo przez niektóre miejsca przemyka, wręcz z nich ucieka, ale ta jego ścieżka jest bardzo interesująca. Zjednuje sobie ludzi, uważnie ich obserwuje i wszystko, co intrygujące, przekazuje czytelnikowi.

Nie do końca poddaje się też umowności czasu w Afryce, który tak skrupulatnie mierzymy w Europie czy w Ameryce, daje się odczuć, że momentami go ta beztroska tubylców frustruje. W innych momentach z tej beztroski czerpie wytchnienie, cieszy się, że telefon nie dzwoni :) Czas w Afryce płynie inaczej - odczujecie to przy tej lekturze. Polecam!

sobota, 28 marca 2020

Maria Hawranek, Szymon Opryszek - Wyhoduj sobie wolność



Społeczna kwarantanna trwa, szanse na podróże obecnie są zerowe i nie wiadomo, kiedy się to zmieni. Wobec tego polecam kolejną podróżniczą książkę. Ameryka Południowa, Urugwaj - co wiecie o tym kraju? Ja wiedziałam, że mówią tam po hiszpańsku i to wszystko. Nie miałam pojęcia, jak ciekawe jest to państwo.



Jak na Amerykę Południową, Urugwaj ma w miarę stabilną sytuację polityczną (w tym temacie dla porównania odsyłam do Gorączki latynoamerykańskiej), społeczeństwo jest wyedukowane, a kraj mocno zlaicyzowany. Dzieciaki w szkole dostają laptopy, prostytutki mają ubezpieczenia społeczne, pary jednopłciowe adoptują dzieci. Taka perełka kontynentu, o krok przed innymi krajami, chyba nawet nieźle wyprzedza Europę. A mieszka tam raptem 3,5 miliona mieszkańców.

Oczywiście, jest też druga strona medalu, którą autorzy reportażu również skrupulatnie udokumentowali. Są rysy na tym nieskazitelnie poukładanym i tolerancyjnym obrazie Urugwaju. Nie jest tak kolorowo, jak się wydaje na pierwszy rzut oka, ale ciągle naprawdę wyjątkowo. Urugwaj zdumiewa. Muszę tam kiedyś polecieć!

sobota, 21 marca 2020

Charles King - Odessa



O ironio, mój najbliższy planowany zagraniczny wyjazd był do Mediolanu. Miasta obecnie pogrążonego w najgłębszym chyba kryzysie ze wszystkich miejsc w Europie, które dotknęła pandemia. Kiedy znowu będziemy mogli swobodnie podróżować? Nie wiadomo, ale raczej nie nastąpi to szybko. Tym cenniejsze stają się te podróże, w które mogą nas zabrać książki. Czasu na czytanie w nabliższych miesiącach (nie łudźcie się, że to się skończy za dwa tygodnie) nie będzie brakowało. Myślę też, że to świetny sposób, żeby po prostu nie zwariować w tym zamknięciu...



Powiedzieć o Odessie, że historia tego miasta jest bardzo burzliwa, to jak nie powiedzieć nic. Książka Charlesa Kinga pokazuje, jak wiele doświadczył ten ukraiński port. Położenie miasta sprawiło, że miało tu miejsce wiele zbrojnych działań i trafiali tu ludzie najróżniejszych narodowości. Jednocześnie w tej zbiorowości powstał ważny ośrodek kultury i nauki, chociaż w tle co rusz spokój burzyły działania wojenne lub polityczne przewroty. I ta niespokojna historia toczy się dalej...

Oprócz ogólnego spojrzenia, nie brakuje tu szczegółowych opisów sylwetek ludzi, którzy odegrali ważną rolę w historii miasta. Są pośród nich kolejni rządzący miastem, ale także wielu artystów - pisarzy, aktorów.

W latach 1812-1813 Odessę dotknęła epidemia dżumy. Od tamtej pory minęły ponad dwa wieki, a najskuteczniajsza metoda walki z tego typu klęską to niezmiennie izolacja. Zostańcie w domach.

wtorek, 3 marca 2020

Creamy Earl Grey



Czarną herbata, którą tym razem wyciągnęłam z mojej przepastnej szafki (zapasy na lata...), pochodzi z zeszłorocznej wycieczki na Wyspy Brytyjskie. Jeden dzień wówczas spędziłam, błądząc z przyjaciółką po uroczych uliczkach Yorku. Herbaciarnia, do której trafiłyśmy, oszołomiła mnie zupełnie. Nie dość, że była niezwykle klimatyczna, była takim trochę labiryntem pełnym schodków, to niesamowicie w niej pachniało, a wybór herbat... Cóż, nie dało się kupić wszystkiego, wybór był bardzo trudny!



Ostatecznie jedną z herbat, którą kupiłam, jest Creamy Earl Grey - mimo upływu czasu z opakowania wydobywa sie ten sam zapach, w którym zakochałam się na tamtych zakupach. A jest absolutnie cudowny. Klasyczna, czarna herbata, przełamana bardzo słodkim, waniliowym aromatem. To mieszanka liści z Chin i Cejlonu z naturalnymi aromatami, płatkami bławatka i drobinkami wanilii.



Parzenie oczywiście we wrzątku, 3 minuty z opakowania są w sam raz. Napar ma głęboki, brązowy kolor i pachnie waniliowo. Smakuje świetnie - to dobra czarna herbata, złagodzona wanilią. Ale to nie jest klasyczny earl grey, słabo wyczuwam tu bergamotkę - chociaż w tym przypadku wcale mi to nie przeszkadza.



Zapachy mocno osadzają nam się w pamięci, nasz mózg jest przystosowany do tego, żeby szybko przywoływać wspomnienia związane z aromatami. Tym samym moja sympatia do tej herbaty może w dużej mierze wynikać z tych miłych konotacji ;) Nie jestem obiektywna... Ale jesli kupicie ją w tej urokliwej herbaciarni w Yorku, to na pewno będzie Wam smakować! :)