niedziela, 15 września 2019

Natjun Oolong Milk



Mam szczęście do herbat oolong - na żadnej się jeszcze nie zawiodłam, każda, która do mnie trafiła, smakowała mi znakomicie, tak jest też tym razem. Marki firmującej dzisiejsza herbatę nie znałam wcześniej. Szybki przegląd ich strony internetowej dowodzi, że zajmują się sprowadzaniem do Polski różnych, starannie wybranych produktów, nie tylko herbaty.





Herbata została szczegółowo opisana na opakowaniu - pochodzi z rejonu Anxi w chińskiej prowincji Fujian. Jej listki są skręcone w małe kuleczki, co przypomina mi zielone herbaty gunpowder, ale kolor suszu jest zdecydowanie ciemniejszy. Zapach wydobywający się z saszetki jest bardzo charakterystyczny - w moim odczuciu taki śmietankowo-owocowy.



Zalecone parzenie to 80-90 stopni przez 3-5 minut i zdecydowanie potwierdzam, że w ten sposób uzyskuje się świetny napar. Polecam zaparzyć te same liście 2-3 razy. Woda nabiera koloru bardzo leniwie, uzyskany napój klarowny, zielonkawo-brązowy kolor, a pachnie bardzo kwiatowo.



Nie bez powodu ta herbata nazywana jest mlecznym oolongiem - w smaku wyczuwalne jest takie śmietankowo-jogurtowe zabarwienie. Poza tym jest przyjemnie kwiatowa. Zero goryczy. Niebo na podniebieniu :)

niedziela, 8 września 2019

Ilona Wiśniewska - Hen. Na północy Norwegii



Podobnie jak poprzednią książkę Ilony Wiśniewskiej (czyli Białe o Spitsbergenie),  Hen polecam do czytania jedynie latem/wczesną jesienią. Jeśli jesteście takimi zmarźlakami jak ja :) Mi byłoby bardzo ciężko znosić taką wiejącą mrozem, pełną nocy polarnej lekturę w zimowe dni - tylko pogłębiałaby moją chandrę związaną ze śniegiem za oknem i kreskami termometru poniżej zera. Sądzę, że już ten wstęp jest dobrą rekomendacją tego reportażu - świadczy o tym, że dobrze oddaje norweskie realia.




Hen. Na północy Norwegii to świetny zbiór opowieści autorki o ludziach zamieszkujących te rubieże Europy w naprawdę surowych warunkach. Niestety, nie tak szczęśliwych i otwartych, jak się może wydawać. Dużo cierpliwości wymagało od autorki wkupienie się w ich łaski i wydobycie intymnych historii. Zimny kraniec kontynentu wcale nie sprzyja rozwojowi, brakuje tam perspektyw, okolica się wyludnia. Warto przeczytać, co jeszcze trzyma tam niektórych mieszkańców i jak tam się naprawdę żyje...

Być może dlatego, że już wcześniej sporo wiedziałam o północy Norwegii od dobrej koleżanki, która tam wyjechała (pozdrawiam serdecznie, jeśli to czyta), w moim odczuciu nie jest to książka zaskakująca - a takie określenie często pada w jej recenzjach. Jednak jeśli macie w głowie stereotypowy obrazek Skandynawii - sielskiej, nieprzyzwoicie drogiej krainy wyłącznie szczęśliwych ludzi, Ilona Wiśniewska to przełamie. Polecam! Ja z kolei prawie nic nie wiedziałam o Spitsbergenie i dlatego najlepszą z książek autorki pozostaje dla mnie Białe.