niedziela, 25 marca 2018

Sorbet z czerwonej porzeczki



Sorbet z czerwonej porzeczki to intrygująca nazwa dla herbacianej mieszanki, pod którą kryje się zielona herbata z dodatkami. Orzeźwiająca czy raczej kwaśna? Aromat wydobywający się z opakowania jest naprawdę intensywnie porzeczkowy.




W składzie obok zielonej herbaty gunpowder (84%) znajduje się cytrynowy granulat, czerwona porzeczka (4%) i aromaty. Zalecone parzenie to około 2 minuty w dość przestudzonej wodzie - o temperaturze 70-80 stopni. Wyższej nie polecam, bo napar robi się wtedy dość cierpki...






Herbata ma piękny, jasny kolor. Pachnie bardzo delikatnie, owocowo. Tak też smakuje - to umiarkowanie intensywna zielona herbata, bez cienia goryczy, której towarzyszy owocowy posmak. Czy to bardziej porzeczka czy cytryna - trudno powiedzieć.




Gorąco polecam na początek dnia, do śniadania. Jeśli zwykle zaczynacie dzień z zieloną herbatą, taka łagodna mieszanka okraszona owocami będzie idealna.


środa, 14 marca 2018

Agata Napiórska - Jak oni pracują. Rozmowy z polskimi twórcami


Samodzielne organizowanie sobie czasu pracy to ogromne wyzwanie. Dla osób pracujących w biurach, sklepach i innych miejscach, w których harmonogram zajęć jest dość sztywny - problem nie istniejący. Ale w tak zwanych wolnych zawodach... Książki nie pisze się (a przynajmniej nie trzeba) od 8 do 16, a obrazu nie maluje się przez pięć dni w tygodniu, a weekend wolny. Można sobie to inaczej poukładać. O tym właśnie jest fantastyczna książka Jak oni pracują. Rozmowy z polskimi twórcami.

Ta książka genialnie wpisuje się w to, co robię teraz - zamiast wstawać codziennie o 6-tej i stawiać się o 7:30 w pracy, w ostatnich tygodniach organizuję sobie pracę sama. Po tych kilku tygodniach mam mieć przygotowany określony materiał z dziedziny, którą się zajmuję. Jak to zrobię, w jakich godzinach, gdzie będę siedzieć nad komputerem - mój wybór. A perspektywa spania do południa taka kusząca... Agata Napiórska zebrała informacje na temat organizowania sobie pracy od wielu wspaniałych ludzi. Nie dość, że to samo w sobie jest ciekawe, jak artyści zarządzają swoim czasem, to jeszcze to są takie ciekawe osobistości! Ta lektura sprawiła mi ogromną frajdę :) Zaglądanie w warsztat pisarzy, których bardzo cenię - super sprawa. Te rytuały, te szalone metody, twórczy nieład lub przeciwnie - ascetyczne otoczenie - to niesamowite, w jak różnych warunkach i na jak różny sposób można pracować.

Nie ma tu żadnego zakończenia, które mogłabym zdradzić i popsuć komuś lekturę. Ale chcę z góry uprzedzić, że jeśli ktoś w tej książce zamierza znaleźć cudowny sposób na usprawnienie pracy/sprowadzenie weny/dotrzymanie wszystkich terminów, to takiego nie ma. Nie ma cudownych sposobów. Wszyscy bohaterowie skłaniają się ku oczywistej oczywistości: trzeba usiąść na d* i po prostu wziąć się za robotę. Samo się nie zrobi ;)

Polecam, polecam, polecam!!!

P.S. Jestem w stanie pracować w kawiarni tylko wówczas, jeśli nie słyszę rozmów wokół (a dokładnie, gdy inni ludzie siedzą wystarczająco daleko, żebym nie rozumiała poszczególnych słów z ich rozmów) albo gdy ludzie wokół mnie mówią w językach, których nie znam. W Polsce bez szans! ALe już w Luksemburgu, nie znając francuskiego i niemieckiego, a tym bardziej luksemburskiego, stałam się pierwszej klasy hipsterem - realizowałam projekt nad kubkami kawy na mieście ;) (Z finansowego punktu widzenia bardzo NIE polecam.)

czwartek, 8 marca 2018

Katarzyna Boni - Ganbare! Warsztaty umierania

Japonia już przewijała się przez tego bloga, gdy pisałam o książkach Joanny Bator. W recenzji Japońskiego Wachlarza napisałam kilka słów o moich odczuciach względem Japonii (gdzie jednak ciągle nie byłam) i Japończyków. Niezależnie od rezerwy, z którą podchodzę do tego kraju i jego mieszkańców, reportaż o tej części świata pochłonęłam błyskawicznie - to po prostu musiało być ciekawe z punktu widzenia Europejczyka. Ganbare! Warsztaty umierania Katarzyny Boni to genialne studium japońskiej kultury.

Tsunami, które nawiedziło Japonię w 2011 roku, pochłonęło co najmniej 15,5 tysiecy ofiar, ponad 5 tysięcy osób ciągle uznaje się za zaginione. Trudno nie zgodzić się, że w obliczu tak ogromnej tragedii ujawnia się prawdziwe oblicze narodu. Traumatyczne wydarzenia wydobywają z ludzi zupełnie bezwarunkowe, naturalne zachowania. Nie ma czasu i miejsca na wystudiowane pozy, przemyślane formuły. Trzeba działać - i to automatycznie, instynktownie, według tego, co wdrukowane w głowie.

Japończycy doskonale wiedzą, co robić w razie trzęsienia ziemi, są uczeni tego konsekwentnie od dzieciństwa. W dniu pamiętnego tsunami także podążyli wyuczonymi ścieżkami do punktów ewakuacyjnych. Siła żywiołu przewyższyła wszelkie oczekiwania i mimo świetnej organizacji tysiące Japończyków zginęło. Niemal wszyscy, którzy przeżyli stracili kogoś - członka rodziny, bliskich, znajomych lub coś - dom, ogród, samochód. Z dojmującym doświadczeniem straty, w różnej skali, ci, którzy przetrwali, musieli zacząć układać sobie życie od nowa.

Perspektywy są dwie - w ogóle i w szczególe. W ogóle - Japonia pozbierała się ekstremalnie szybko. Tempo odbudowy zniszczonej infrastruktury imponowało całemu światu. W szczególe - Japończycy mimo upływu lat nie mogą pogodzić się z tym, co się stało i dają temu upust na różne sposoby. Chciałoby się powiedzieć, że po cichu i honorowo. I przede wszystkim o tym jest ta książka. O ludziach w szczególe, którzy ciągle starają się przepracować traumę.

Literacko to książka na bardzo wysokim poziomie - wspaniały, reporterski styl. Przytoczone fragmenty tekstów, np. artykułów z gazet, idealnie wpasowane w całość. Świetna rzecz, gorąco polecam!

(Wyjątkowo bez zdjęcia książki, zapodziało się.)