To kolejna powieść Sandora Marai, po Wyspie i Pierwszej miłości, którą przeczytałam i nie mam wątpliwości, że spośród dotychczasowych tytułów jest najlepsza. Niepozorne sto pięćdziesiąt stron zawiera w sobie ogromne emocje rozpisane na prostej historii. Tytuł świetnie oddaje jej istotę.
Dwóch przyjaciół z młodości spotyka się po kilkudziesięciu latach. Powodem tej rozłąki była nieuczciwość jednego z nich - miał romans z żoną przyjaciela. Krystyna nie żyje od wielu lat, a mężczyźni decydują się na rozmowę, w której rozliczają się nawzajem, próbują wyjaśnić wszelkie niedomówienia i skonfrontować swoje wersje wydarzeń. Nie ma tu wartkiej akcji, ale namiętność, która kierowała bohaterami, była niewyobrażalnie silna i na tym uczuciu opiera się cała opowieść. Przepadałam zupełnie, czytając tą książkę, dałam się porwać tej obłędnej historii.
Styl węgierskiego autora jest nienaganny, elegancki, wysublimowany - to rozkosz obcować z taką literaturą. Najwyższa półka. Wyobrażam sobie, że można by tą formę przenieść na deski teatru - powstałby genialny spektakl.
Przeczytajcie koniecznie!