Herbata jest dobra na każdą okazję! Na dzisiejszą nieprzypadkowo wybrałam Lipton Suprising Russian Grey. Przewrotnie na koniec roku, nie czekając na noworoczne postanowienia, postanowiłam zrealizować te plany, które odkładałam na nieokreśloną przyszłość. W piątek byłam na pierwszej lekcji rosyjskiego ;) Z różnych powodów w zasadzie od zawsze chciałam nauczyć się tego języka i wreszcie zaczęłam realizować to marzenie. Będzie to trzeci język obcy, z którym się zaznajamiam, po angielskim i hiszpańskim.
A herbata na dziś to klasyczny earl grey - czarna plus aromat bergamotki. Drobniutkie fragmenty listków (ale nie herbaciany pył!) zamknięte w torebkach-piramidkach. Aromat unoszący się po otwarciu opakowania, muszę przyznać, dość słaby...
Zalecone parzenie to 2-3 minuty w około 200 ml wrzątku. Zdecydowanie polecam tą herbatę w większej ilości wody - 300, a nawet 350 ml. Uzyskany wówczas napar jest w sam raz - nie rozwodniony, ale też nie za mocny. Intensywnie parzone czarne herbaty Liptona mają specyficzny, cierpki posmak - w ten sposób można go uniknąć. Do tego bergamotka - otrzymujemy naprawdę smaczny napój.
O herbacianej kulturze w Rosji polecam poczytać na Czajnikowym. Gdy zaczęłam uczyć się hiszpańskiego, każde wakacje spędzałam w Hiszpanii - jeśli za moją nauką rosyjskiego pójdą podróże do Rosji, mam nadzieję zasmakować tam prawdziwego czaju. To byłoby coś!
W każdym razie póki co, zastępczo, polecam Lipton Suprising Russian Grey i spełnianie marzeń ;) Nie poddawajcie się świątecznemu rozleniwieniu - jeszcze sporo można w tym roku zrobić!