sobota, 25 listopada 2017

Teekanne Kaminabend



Z krótkiego wyjazdu do Niemiec w październiku przywieźliśmy zapas żelek, czekolady i herbaty. Ze sklepowych półek wybierałam te herbaty, których nie spotkałam w Polsce, a mając w perspektywie nadchodzące miesiące, sięgnęłam po te rozgrzewające i przywołujące już nieco świąteczny klimat (święta w końcu już za miesiąc...). Dzisiaj chcę Wam pokazać Teekanne Kaminabend.




Z pomocą google.translate (akurat niemieckiego nie znam... może kiedyś?) rozszyfrowałam, że w składzie tej mieszanki oprócz rooibos znajdują się: aromat marcepanu, cynamon, stewia, cykoria i skórka pomarańczowa. Słodko-rozgrzewajace zestawienie - torebki pachną cudownie! Teekanne ma swojej ofercie sporo nie-herbacianych mieszanek o zaskakująco ciekawych smakach, ale akurat ta nie jest dostępna w Polsce... A szkoda.




Tą herbatkę oczywiście parzymy wrzątkiem i robimy to długo - nawet 8 minut. W zasadzie torebki nie trzeba wyjmować z kubka. Otrzymany napar ma intensywny karminowy kolor i pachnie jeszcze bardziej słodko niż torebki ;) Smakuje świetnie. Wszystkim znany rooibos przełamany słodkim aromatem (czy to marcepan? trudno powiedzieć) i lekko kwaśnymi nutami pomarańczy. Do tego cynamon. Naprawdę, naprawdę udane połączenie.




Ta herbata umila mi wieczór spędzony na pakowaniu. Jutro ruszam w podróż, która będzie spełnieniem mojego wielkiego marzenia! Przez najbliższe dwa tygodnie praktykuję hiszpański na karaibskiej wyspie!!!

poniedziałek, 13 listopada 2017

Joanna Bator - Rok królika



Rok królika to książka na listopad. Jest tak gęsta i mroczna jak listopadowa aura. Zimno, tajemniczo, koszmarnie. Myślę, że jej się nie da przeczytać latem! Wtedy po prostu nie pasuje!

Jeśli czytaliście wcześniejsze utwory Joanny Bator, fraza znikła bez śladu jest Wam doskonale znana. O ile dotąd była czymś nieuchwytnym, to w tej powieści znikanie bez śladu śledzimy krok po kroku. Razem z główną bohaterka realizujemy scenariusz znikania - bo kto by raz na jakiś czas nie chciał wyparować ze swojego życia? Wybranie sobie nowej osobowości też brzmi kusząco... Tylko miejsce, do którego kieruje się Julia Mrok vel Anna Karr, już wcale takie oczywiste nie jest. Jako nowa osoba kieruje się do Ząbkowic na Śląsku, gdzie grasuje, delikatnie mówiąc, nietypowy morderca... Tam też wszystko przestaje być realistyczne, zaczyna się psychodela i jazda bez trzymanki. Nie jest to lekka lektura, jeśli chodzi o fabułę, powiedziałabym, że nawet dość ciężkostrawna. Obowiązkowo potrzebny jest ciepły koc i dzbanek herbaty, żeby przebrnąć przez te wydarzenia w komfortowych warunkach.




I mimo że to pomieszanie z poplątaniem rodem z filmu klasy B niekoniecznie mi leży, to Rok królika polecam. Bo styl i język tej książki to genialny eksperyment. Tabloid podniesiony do poziomu literatury pięknej. Joanna Bator wznosi się na językowe wyżyny: do najbardziej plugawych, płytkich wyrażeń z najgorszych szmatławców dobiera środki i zabiegi stylistyczne na poziomie klasycznych powieści. Efekt jest nieprawdopodobny. Fabuła okazuje się drugorzędna, tą książkę smakuje się zdaniami, wększość z nich to malutkie dzieła językowej sztuki.

sobota, 4 listopada 2017

Oolong Finest Formosa



Oolong Finest Formosa przebył do mnie drogę aż z Tajwanu! Wydaje mi się, że dotąd nie piłam herbaty z tego regionu, tym bardziej ciekawa jest dla mnie jej degustacja.




To oolong, ale nie przypomina mi tych, które piłam dotąd. Już na pierwszy rzut oka przypomina mi pu erh. Liście mają taką charakterstyczną głęboko czerwono-brązową barwę. Pachną delikatnie -wysuszonym drewnem.






Jak parzymy? 80-95 stopni - zgodnie z informacją na opakowaniu od półtorej do czterech minut. Zdecydowanie skłaniam się ku temu, żeby parzyć tą herbatę krócej, ale za to kilkukrotnie. Woda szybko nabiera pięknej, złocistej barwy. Napar również pachnie drewnem... tyle że mokrym :)




Smak Oolong Finest Formosa, tak jak wygląd, kieruje się gdzieś w okolice pu erhów. Dla mnie bomba! Bo ten typ herbaty uwielbiam. To deliketniejszy napar, ale ziemisty, przełamany słodyczą, minimalnie oolongowo-warzywny. Bardzo, ale to bardzo przypadł mi ten smak do gustu. Trudno nie polecić! Robi wrażenie!




Drewniana podstawka pod filiżankę (lub kubek), którą widzicie na zdjęciach, to genialny MugHug. Sprawdza się zarówno na płaskiej kanapie i nierównej pościeli. Długo nosiłam się z tym, czy warto wydać dobrze ponad sto złotych na kawałek drewna, ale w żadnym wypadku nie żałuję tego zakupu (do ktorego długo się zbierałam!). Super sprawa, herbatoholikom gorąco polecam!