poniedziałek, 28 stycznia 2019

Włodzimierz Kowalewski - Brzydki człowiek i inne opowiadania



Mam tą książkę (z autografem!) już od dawna i przeczytałam ją też już jakiś czas temu, mimo to ciągle siedzi mi w głowie i z radością ją tutaj polecę. Oczywiście, sentyment do autora - mojego wspaniałego polonisty z II LO w Olsztynie - ma duże znaczenie, ale nie kluczowe. To naprawdę dobra rzecz szczególnie, że nie jestem największą fanką formy literackiej, jaką są opowiadania - jednak te mnie ujęły!



Wśród bohaterów opowiadań przewijają się zarówno fikcyjne, zupełnie zwykłe postacie, ale spotkamy tu również samego Tomasza Manna. Zmagają się z losem, są przez niego doświadczeni, ale stawiają mu czoło. Niemal wszyscy wydali mi się odważni. Ich perypetie mają miejsce zwykle jakieś kilkadziesiąt lat temu, co wywołuje uczucie nostalgii. Dodatkowo część z nich dzieje się właśnie w Olsztynie. Nietuzinkowe historie, skłaniające do wspomnień - a może zadumy? Wszystko opisane w bardzo dopracowanym i wyważonym stylu - żadnych zbędnych słów, a jednocześnie bardzo bogato.

Bez wahania polecam. I warto sobie tą lekturę dawkować... Tak po opowiadaniu. Żeby starczyło na dłużej.

niedziela, 20 stycznia 2019

Teekanne Darjeeling Nord-Indien



Ta czarna herbata z Indii w sumie przyjechała ze mną z Niemiec, skąd pochodzi marka Teekanne. Akurat tego rodzaju nie spotkałam wcześniej na półkach w polskich sklepach, a szkoda, bo jest godna uwagi.





W pudełku znajduje się dwadzieścia torebek z herbacianymi drobinkami zamkniętych dodatkowo w kopertach. A propos zajawki na zerowaste zaczęłam dociekać, jak wygląda sytuacja, jeśli chodzi o skład tych torebek. Teekanne deklaruje na swojej stronie, że znaczna część torebek nadaje się w 100% do kompostowania. Co to dokładnie znaczy? Nie wiadomo. Chociaż to i tak całkiem pocieszająca informacja, bo praktycznie większość torebek herbaty na rynku niestety zawiera plastik!





Minimum trzy, a maksimum pięć minut potrzeba, żeby zaparzyć tą herbatę, oczywiście używając wrzątku. Uzyskany napar wydaje mi się nieco ciemniejszy niż klasyczny darjeeling. Pachnie wyraziście, nieco ciężko.



Aromat herbaty przepowiada jej smak - jest dość ciężki i cierpki. Powiedziałabym, że to taka namiastka dobrej herbaty darjeeling, ale wcale jej nie skreślam. Warto spróbować, jeśli macie ochotę na mocną herbatę.

wtorek, 15 stycznia 2019

Edward St. Aubyn - Patrick Melrose



Seria książek Edward St. Aubyn o zbiorczym tytule Patrick Melrose (w Polsce wydane w dwóch tomach) została owiana atmosferą skandalu, jak przystało na powieść z mocnymi wątkami autobiograficznymi (patrz: Moja walka 1, 2, 3). Powieść jest też o tyle intrygująca, że dotyczy niedostępnej grupy społecznej, do której przynależność wynika z pochodzenia, czyli brytyjskiej arystokracji...

Wchodzimy do tego zamkniętego świata z głównym bohaterem, z którym dorastamy i boleśnie doświadczamy najgorszych patologii, które, jak się okazuje, mają się świetnie w tym środowisku. Zdrady, oszustwa i przestępstwa tworzą obraz okropnej codzienności zepsutych wyższych sfer. Wszystko utaplane w alkoholu i narkotykach. Ale rzecz dzieje się w pięknych willach w urokliwych miejscach - francuskie wybrzeże, Londyn, Nowy Jork. Jakby to wszystko było przypudrowane. To zderzenie ohydy z przepychem niesamowicie intryguje.

Drugą szokującą rzeczą, która również nie pozostawia czytelnika obojętnym, to postawa tytułowego Patricka. Naznaczony doświadczeniem molestowania w dzieciństwie przez własnego ojca, brnie w nałogi i patologiczne relacje, jednocześnie próbując chociaż pozornie ułożyć sobie normalne życie. To oczywiście nie dziwi, ale na pewno zaskakują jego opinie. Wypowiada się do bezczelnie szczerze, bez ogródek i nie ma skrupułów, jeśli chodzi o wygłaszanie bolesnej prawdy. Mówi rzeczy, których po prostu nie wypada mówić. Momentami zatrważające.

To nie jest łatwa i przyjemna lektura - przeciwnie. Dawno nie spotkałam się z tak nieszczęśliwym głównym bohaterem powieści. Ta książka jest wręcz obrzydliwa, ale trudno się od niej oderwać. Odkrywa w nas pociąg do obcowania z rzeczami strasznymi, przekraczania granic - nie ma znaczenia, że tylko w naszej głowie w czasie czytania. Polecam, zdając sobie sprawę, że Patrick Melrose nie spodoba się wszystkim.

P.S. Czy ktoś z Was oglądał serial na podstawie tych książek? Polecacie?

niedziela, 6 stycznia 2019

Bea Johnson - Pokochaj swój dom oraz Katarzyna Wągrowska - Życie zero waste



Osobiście lubię postanowienia noworoczne, chociaż bardziej traktuję je jako plany - rzeczy, które po prostu w danym roku trzeba załatwić/poprawić/przedsięwziąć. Niezależnie od tego, jak się na to zapatrujecie i nieważne, czy od Nowego Roku czy od jakiegokolwiek innego dnia, uważam, że warto, żeby każdy z nas małymi krokami wprowadzał do swojego życia pewną ważną zmianę. A mianowicie - śmiecić mniej (less waste), tudzież nie śmiecić w ogóle (zero waste).

Ziemia tonie w śmieciach, a szczególnie w plastiku. W oceanach zaraz będzie więcej plastiku niż ryb. Zresztą nie trzeba jechać nad Atlantyk, żeby się przekonać - przydrożne polskie rowy czy lasy (sic!) to również wysypiska śmieci. A gdyby tak przestać tworzyć śmieci? To jest możliwe! Bea Johnson i Katarzyna Wągrowska udowadniają w swoich książkach, że da się to zrobić i jaki szereg korzyści dla nas samych może z tego płynąć.



Bea Johnson - Pokochaj swój dom
Podstawowy podręcznik o zero waste - pierwsza książka twórczyni tej wspaniałej idei. To historia autorki i jej rodziny, której sukcesem jest to, że wytwarzają raptem słoik śmieci rocznie (tak, słoik!).  To opowieść o tym, że pozbywając się śmieci, mamy szansę oczyścić nasze życie tak w ogóle. Brzmi filozoficznie, a w praktyce okazuje się bardzo logiczne. Oprócz tej części teoretycznej, książka jest poradnikiem - jest wypełniona masą przydatnych wskazówek, praktycznych rozwiązań. Niestety, część z nich jest do zrealizowania tylko na gruncie amerykańskim (problemy w sumie też są amerykańskie ;), co nie przystaje do polskich realiów.



Katarzyna Wągrowska - Życie zero waste
I w tym momencie na scenę wkracza Katarzyna Wągrowska z najlepszą polską książką w tym temacie, skrojoną na nasze polskie potrzeby. Książka ma bardzo dobry, otwierający oczy wstęp na temat tego, jak wygląda śmieciowa sytuacja na Ziemi i co nas czeka, jeśli nie podejmiemy żadnych działań, by tą ilość śmieci zmniejszyć. A potem przechodzimy przez kolejne sfery życia, w których zmiana nawyków pozwala zredukować wytwarzanie śmieci do minimum. Rady, rady, mnóstwo rad, jednak sposób, w jaki są przedstawione, wcale nie przytłacza. Przeciwnie, motywuje do działania.

*

Oczywiście, naturalną reakcją jest wątpliwość, czy te wszystkie wyrzeczenia (uwierzcie mi, że wyrzeczeniami są tylko na początku, potem stają się normą) mają sens? Ja nie śmiecę, ale co z tego, skoro robią to wszyscy moi sąsiedzi i wielkie koncerny? Ja mam na to dwie odpowiedzi. Po pierwsze - ja sama jestem fair wobec środowiska i mam poczucie, że nawet najmniejsza cegiełka nieśmiecenia to chociaż odrobina oddechu dla Matki Ziemi. Po drugie - spodziewam się (i to już się dzieje) efektu kuli śnieżnej. Jeśli ktoś podpatrzy w sklepie moje wielorazowe woreczki na warzywa albo jak kupuję ser żółty do swojego pudełka i też rozważy takie rozwiązania - idea się rozprzestrzeni. Jeśli wiele osób będzie podejmować takie nawet najmniejsze inicjatywy, to informacja pójdzie wyżej i zainteresują się tym firmy, korporacje czy rządy, które zaczną podejmować kroki o znaczeniu globalnym. Unia Europejska podjęła rękawicę - do 2021r. zobowiązała kraje członkowskie do znaczącej redukcji jednorazowych plastikowych produktów. Czyli warto!

P.S. Można wiele mówić o szczytnej idei ratowania Ziemi, ale i tak najlepszą motywacją dla ludzi są finanse, nie oszukujmy się. Wobec tego zapewniam Was, że życie zero waste jest duuużo tańsze, pozwala zaoszczędzić naprawdę sporo pieniędzy, a także czasu i zdrowia! ;) Tym bardziej warto.

środa, 2 stycznia 2019

Kusmi Tea Prince Vladimir



Jest kilka europejskich miast, które (czego bardzo żałuję!) znam tylko i wyłącznie z perspektywy lotniska. Wśród nich jest Paryż - nie ruszyłam się tam poza lotnisko im. Charlesa de Gaulle, gdzie spędziłam parę dobrych godzin, czekając na przesiadkę i skąd przywiozłam między innymi kilka puszek herbaty Kusmi Tea. Sklepy tej marki oszałamiają i łatwo może się w nich zakręcić w głowie od unoszącego się tam zapachu.



Prince Vladimir to herbata, której aromat urzeka szczególnie. Jest jak świetnie skomponowane perfumy, to nie jest zwykła aromatyzowana herbatka, coś wspaniałego. To bardzo ostry, ale słodki zapach z wyraźną pomarańczową nutą. Wśród listków czarnej herbaty widocznych jest sporo cząstek skórek pomarańczy, w składzie mieszanki znajdują się również oleje bergamotki, grejpfruta i limonki oraz aromaty.





Tą herbatę parzy się w około 90 stopniach, przez 3-4 minuty - sądzę, że te cztery minuty to minimum, żeby wyciągnąć najlepszy smak tej herbaty. Napar, który otrzymujemy, jest jasnobrązowy i bardzo aromatyczny.





Prince Vladimir smakuje naprawdę świetnie, orzeźwiająco. Myślę, że to olejki odpowiadają za to, że herbata nawet po przestygnięciu nie cierpnie, nie gorzknieje. Pierwsza klasa, naprawdę warta swojej dość wygórowanej ceny!



Przy okazji chciałabym Wam przekazać najlepsze noworoczne życzenia. Niech 2019 rok będzie dla Was łaskawy i wszystko układa się po Waszej myśli. Samej dobrej herbaty i dobrych książek! :)