wtorek, 24 grudnia 2019

Pierwsza gwiazdka



Nie ma chyba lepszej nazwy dla herbacianej mieszanki. W końcu wszyscy dzisiaj tej Pierwszej gwiazdki wypatrujemy!



O ironio, nie mogę nigdzie znaleźć dokładnego składu tej herbaty, pozostaje mi zgadywać. Listki to na pewno zielona herbata, widoczna jest też skórka pomarańczy i płatki kwiatów - słonecznik? Nagietek? Sporo tutaj cukrowych gwiazdek i kryształków cukru - a może to drobinki jakiegoś kandyzowanego owocu? Całość pachnie słodko, lukrowo.



Po zaparzeniu wodą o temperaturze około 90 stopni tej słodkości w zapachu jakby mniej. Sam napar wychodzi dość ciemny, szaro-zielonkawy, a w smaku jest dość słodki. W zasadzie niewiele tu czuć zielonej herbaty. Ale chyba o to chodzi w świętach, żeby było słodko...



Na te Święta życzę Wam przede wszystkim spokoju, bo tylko spokój może nas uratować!

niedziela, 22 grudnia 2019

Najlepsi o języku polskim - prezenty na ostatnią chwilę



Tak jak przed rokiem i przed dwoma laty, na chwile przed Świętami chcę Wam polecić zestaw kilku świetnych książek, które mogą się sprawdzić jako prezent na ostatnią chwilę. Warto je sprezentować również samemu sobie, tak po prostu ;)

Moją pasją jest nauka języków obcych i naprawdę sporo się nimi posługuję, ale moją największą miłością pozostaje jednak język polski. Uważam, że nasza ojczysta mowa jest naprawdę wyjątkowa! Jestem szczęśliwa, że mam opanowany tak trudny język! Czy dałabym radę nauczyć się polskiego jako języka obcego? Oj, wątpię! A tak, nie dość, że go świetnie znam, to jeszcze moge zgłębiać jego zawiłości i tajniki. Te trzy książki są stworzone do tego, by się w cudownym języku polskim rozsmakowywać.



Dwie z tych książek to dzieło tercetu profesorów - Jerzego Bralczyka, Andrzeja Markowskiego i Jana Miodka - chyba nie trzeba ich przedstawiać. We Wszystko zależy od przyimka w rozmowie moderowanej przez Jerzego Sosnowskiego rozprawiają o ciekawych zjawiskach w języku np. spolszczonych angielskich wyrazach, jakże modnych obecnie żeńskich formach, itp. Trzy po trzy to z kolei zbiór krótkich analiz, komenatarzy odnoszących się do konkretnych słów - jak te słowa zmieniały swoje znaczenie, jak funkcjonują w języku, jak powinny być stosowane. Baaardzo pouczające. Ostatnia książka - 500 zdań polskich to w całości dzieło profesora Bralczyka. Bardzo trafne omówienia wyrażeń, które powszechnie funkcjonują w naszej codziennej mowie, a nie zawsze zdajemy sobie sprawę z ich pochodzenia i pierwotnego znaczenia. Można otwierać na chybił trafił i czytać wspólnie :)

czwartek, 19 grudnia 2019

Przysmak św. Mikołaja



Jak Wam idzie zabawa w świętego Mikołaja? Ja błogosławię zakupy przez internet oraz moją zapobiegliwość, które sprawiły, że na tydzień prezd świętami mam już wszystko przygotowane. Z powodów innych niż prezenty musiałam pojawić się między innymi w centrum handlowym, co było po prostu tragicznym doświadczeniem... Okropne tłumy! Nie polecam. Polecam za to herbatę, dla świętych Mikołajów właśnie!



Przysmak św. Mikołaja to w przeważającej mierze herbata zielona, ale z domieszką czarnej. Znajdziecie tu moc dodatków: płatki - kwiatów pomarańczy, krokosza barwierskiego; owoce - skórkę pomarańczy i jabłko; migdały i aromat. Susz pachnie cudownie, baaardzo słodko i kwiatowo.



Przez ten dodatek czarnej herbaty do parzenia wybrałam wodę o temperaturze około 90 stopni. Napar szybko nabiera brązowawego koloru i unosi się znad niego niemal ten sam aromat, co z torebki! W smaku to deliktna, dość zwyczajna zielona herbata z wyraźną, kwiatową nutą. Mało słodka, ale też nie cierpka.



Herbata w sam raz dla spracowanych Mikołajów. Pod choinkę też świetnie się sprawdzi! ;)

niedziela, 10 listopada 2019

Lov Organic Rooibos Amande



Puszki z herbatami Lov Organic są po prostu przepiękne, trudno oderwać od nich wzrok w sklepie. Błyszczące z metalowym zamknięciem - miło trzyma się je w rękach. W czasach, kiedy zorientowaliśmy się, że jednorazowość nie powinna nam towarzyszyć, o to chyba właśnie chodzi - żeby ta puszka po herbacie była taka poręczna i przyjemna dla oka, żebyśmy nie wyrzucili jej do śmietnika, ale zachowali i używali - na kolejne herbaty!



Nie pamiętam dokładnie, jak kupowałam tą konkretnie mieszankę (obstawiam, że na lotnisku... niestety ciągle sporo latam...), ale sądzę, że do jej zakupu przekonał mnie zapach - podejrzewam, że w tamtym sklepie musiały być wystawione próbki herbat. Ten Rooibos pachnie po prostu obłędnie, to, co wydobywa się z opakowania przy każdym otwarciu, a szczególnie pierwszym, to jakiś obłęd. Ten aromat jest słodki jak landrynki! Sam susz jest bardzo drobny, w strukturze takie sianko o twardych drobinkach. Skład jest bardzo prosty - rooibos i naturalny aromat migdałów, nic więcej.



Zalecane parzenie to 90 stopni, przyznaję, że ja zlewam ten susz wrzątkiem i parzę minimum pięć minut. Napar traci już tak słodki aromat, wówczas staje się już zdecydowanie bardziej migdałowy. Woda nabiera głębokiego, czerwonawego koloru.



W smaku to zdecydowanie bardziej wytrawny, nieznacznie słodkawy napój o wyraźnym posmaku migdałów. Wyjątkowy, bardzo polecam!

wtorek, 5 listopada 2019

Natalia Fiedorczuk - Jak pokochać centra handlowe



Nie wiem, czy to dobrze, że do depresyjnego listopada dokładam depresyjną książkę, ale cóż. Life is life, a to bardzo ważna i potrzebna książką, jakkolwiek smutna by nie była. Jak pokochać centra handlowe nie bez powodu została nagrodzona w 2016 roku Paszportem Polityki.

Natalia Fiedorczuk przygotowała bardzo wnikliwe studium codzienności świeżo upieczonej matki, wcześniej ciężarnej. Takiej matki-Polki naszych czasów. Stabilizacji finansowej niewiele, wsparcia ze strony partnera też za bardzo nie widać, a macierzyństwo okazuje się niespodziewanym, wielkim, przytłaczającym wyzwaniem. Kliniczna depresja czai się tuż za rogiem.

Autorka, opisując te na pozór najzwyklejsze kroki młodej kobiety w nowej życiowej roli, obnaża wszystkie systemowe problemy, które napotykają dziewczyny z brzuszkami, a potem wózkami. Pięćset plus tej codziennej udręki nie wynagrodzi. Potrzeba mądrych, wspierających partnerów. Rozsądnej rodziny. Dobrych rozwiązań w prawie pracy. Udogodnień w infrastrukturze. Tytułowe centrum handlowe, świątynia konsumpcjonizmu, staje się paradoksalnie schronieniem. Tak być nie powinno. 

Nie wiem, czy młode matki powinny to czytać. Chyba na każdej stronie pozostaje im stwierdzenie, że też tak mają. Ja przykładowo nie czytam książek o problemach młodych lekarzy, skoro mam to na co dzień. Ale nie mam wątpliwości, że to książka dla partnerów tych kobiet, ich rodzin, przyjaciół, pracodawców, decydentów - wszystkich, którzy kształtują ich rzeczywistość. Otwórzcie oczy, bo te dziewczyny są zbyt zmęczone, żeby głośno mówić, jak im NIE pomagacie.

piątek, 1 listopada 2019

Sam Quinones - Dreamland. Opiatowa epidemia w USA



Bardzo długo zbierałam się do napisania postu na temat tej książki - nie miałam zupełnie pomysłu, jak ją ugryźć. Jestem przekonana, że to świetny i wartościowy reportaż. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że duże znaczenie w moim odbiorze tej lektury ma fakt, że jestem lekarzem i sama dysponuję w szpitalu opioidowymi lekami przeciwbólowymi. Siłą rzeczy wiem o nich więcej, znam też polskie regulacje obrotem tymi środkami. Nie wiem tylko, czy przez to powinnam być mniej czy bardziej zaskoczona sytuacją, do jakiej doprowadzono w USA?



Dreamland. Opiatowa epidemia w USA to rzeczowa opowieść o tym, jak lekkomyślnie przepisywane opiaty, na często błahe dolegliwości bólowe, doprowadziły do epidemii uzależnień od narkotyków w Stanach Zjednoczonych. Wcale nie mówimy o jakichś zamierzchłych czasach - to ostatnie dekady. To się dzieje teraz. Poznajemy perspektywę chyba wszystkich uczestników tego procederu i wszystkich, którzy zostali w jakiś sposób tą sytuacją dotknięci. Są tu relacje lekarzy, dilerów narkotyków, uzależnionych pacjentów, ich rodzin, pracowników społecznych, policjantów, etc. Od tabletki na skręconą kostkę do zastrzyków z heroiny - okazuje się, że droga jest dość prosta... Sprzyja temu system opieki zdrowotnej i społecznej w Ameryce Północnej i oczywiście narkobiznes ma w tym ogromny interes.

Jak to wszystko się wydarzyło? Zachęcam do lektury! Ku przestrodze, dla namysłu. Nie przestanę przepisywać tych leków, nie powiem też, że nikt nie powinien ich przyjmować - jednak w tym wypadku konieczna jest szczególna ostrożność. Lektura Dreamland to potwierdza.

niedziela, 15 września 2019

Natjun Oolong Milk



Mam szczęście do herbat oolong - na żadnej się jeszcze nie zawiodłam, każda, która do mnie trafiła, smakowała mi znakomicie, tak jest też tym razem. Marki firmującej dzisiejsza herbatę nie znałam wcześniej. Szybki przegląd ich strony internetowej dowodzi, że zajmują się sprowadzaniem do Polski różnych, starannie wybranych produktów, nie tylko herbaty.





Herbata została szczegółowo opisana na opakowaniu - pochodzi z rejonu Anxi w chińskiej prowincji Fujian. Jej listki są skręcone w małe kuleczki, co przypomina mi zielone herbaty gunpowder, ale kolor suszu jest zdecydowanie ciemniejszy. Zapach wydobywający się z saszetki jest bardzo charakterystyczny - w moim odczuciu taki śmietankowo-owocowy.



Zalecone parzenie to 80-90 stopni przez 3-5 minut i zdecydowanie potwierdzam, że w ten sposób uzyskuje się świetny napar. Polecam zaparzyć te same liście 2-3 razy. Woda nabiera koloru bardzo leniwie, uzyskany napój klarowny, zielonkawo-brązowy kolor, a pachnie bardzo kwiatowo.



Nie bez powodu ta herbata nazywana jest mlecznym oolongiem - w smaku wyczuwalne jest takie śmietankowo-jogurtowe zabarwienie. Poza tym jest przyjemnie kwiatowa. Zero goryczy. Niebo na podniebieniu :)

niedziela, 8 września 2019

Ilona Wiśniewska - Hen. Na północy Norwegii



Podobnie jak poprzednią książkę Ilony Wiśniewskiej (czyli Białe o Spitsbergenie),  Hen polecam do czytania jedynie latem/wczesną jesienią. Jeśli jesteście takimi zmarźlakami jak ja :) Mi byłoby bardzo ciężko znosić taką wiejącą mrozem, pełną nocy polarnej lekturę w zimowe dni - tylko pogłębiałaby moją chandrę związaną ze śniegiem za oknem i kreskami termometru poniżej zera. Sądzę, że już ten wstęp jest dobrą rekomendacją tego reportażu - świadczy o tym, że dobrze oddaje norweskie realia.




Hen. Na północy Norwegii to świetny zbiór opowieści autorki o ludziach zamieszkujących te rubieże Europy w naprawdę surowych warunkach. Niestety, nie tak szczęśliwych i otwartych, jak się może wydawać. Dużo cierpliwości wymagało od autorki wkupienie się w ich łaski i wydobycie intymnych historii. Zimny kraniec kontynentu wcale nie sprzyja rozwojowi, brakuje tam perspektyw, okolica się wyludnia. Warto przeczytać, co jeszcze trzyma tam niektórych mieszkańców i jak tam się naprawdę żyje...

Być może dlatego, że już wcześniej sporo wiedziałam o północy Norwegii od dobrej koleżanki, która tam wyjechała (pozdrawiam serdecznie, jeśli to czyta), w moim odczuciu nie jest to książka zaskakująca - a takie określenie często pada w jej recenzjach. Jednak jeśli macie w głowie stereotypowy obrazek Skandynawii - sielskiej, nieprzyzwoicie drogiej krainy wyłącznie szczęśliwych ludzi, Ilona Wiśniewska to przełamie. Polecam! Ja z kolei prawie nic nie wiedziałam o Spitsbergenie i dlatego najlepszą z książek autorki pozostaje dla mnie Białe.

środa, 28 sierpnia 2019

Mayo herbata zielona o smaku opuncji



Nic na to nie poradzę - znowu proponuję zieloną herbatę z dodatkiem owoców ;) Mój gust jest po prostu całkiem sprecyzowany. Herbaty tej marki przewijają się przez sklepowe półki w bardzo przystępnych cenach. Na blogu da się wyszukać recenzję białej herbaty tego producenta.





W skład dzisiejszej mieszanki obok zielonej herbaty pochodzącej z Chin wchodzi mieszanka owoców: jabłko, kawałki skórki cytryny oraz aromat opuncji. Aromat suszu jest mało owocowy - dominuje zapach wysuszonego drewna.



Zaparzanie standardowo: 85 stopni przez jakieś 2-3 minuty, nawet dłużej specjalnie tej herbacie nie szkodzi. Napar ma lekko brązowawy kolor i bardzo delikatny zapach.


W rezultacie otrzymujemy poprawną, zieloną herbatę. Owocowy posmak się zapodział, jest bardzo słabo wyczuwalny. Ale jeśli zestawimy to z niewygórowaną cena tej herbaty, to w sumie wypada całkiem nieźle - w swojej kategorii pewnie nie ma sobie równych.

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Stephen King - Mr. Mercedes



Do prozy Stephena Kinga nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło, ponieważ nie jestem fanką horrorów. Nie lubię się bać - zwykle nie czytam takich książek, a już w ogóle nie oglądam tego typu filmów. Mr. Mercedes wpadł mi w ręce kilka lat temu w czasie wyjazdu do USA, reklamowany raczej jako kryminał niż horror, więc się skusiłam. Lektury po angielsku to oczywiście poniekąd nauka języka obcego, więc nawet jeśli treść nie do końca miałaby mi się spodobać, to nie można powiedzieć, że wysiłek w czytaniu poszedł na marne ;)



Zawiązanie historii to tytułowy Mercedes tratujący ludzi zgromadzonych na targach pracy. Kumulacja społecznych lęków związanych z tego typu atakami terrorystycznymi, które miały już miejsce oraz problem bezrobocia w jednym. Sprawca zdarzeń pozostaje nieuchwytny, ale rozpoczyna chorą grę z emerytowany detektywem. Trzeba przyznać, że pisarz wyposażył tą powieść w samych wyrazistych bohaterów. Z kolei akcja jest bardzo wartka, wciągająca i nie pozwala się znudzić.

Według tego, co czytam w Internecie, styl Kinga w tej książce był nieco odmienny od tego, w jaki sposób pisze zwykle. Mogę tylko powiedzieć, że czytało się to dobrze, tekst był dla mnie bardzo przystępny jak na angielskojęzyczną powieść.

W sumie... dobry trening angielskiego. Ciekawa fabuła. Ale jakoś nie przekonuje mnie, żeby sięgnąć po inną książkę autora. Szczególnie wiedząc, że w innych jest sporo fantastycznych wątków. Nie moja bajka.

niedziela, 4 sierpnia 2019

Paul Theroux - Głębokie południe



Z różnych powodów w tym roku moje podróżowanie w porównaniu z ostatnimi latami jest baaardzo ograniczone. Walizki wracają na półkę i nawet potrafią się tam zakurzyć - nie do pomyślenia jeszcze rok temu! Tym chętniej sięgam po typowo podróżnicze lektury, które chociaż w myślach przeniosą mnie gdzieś daleko.



Głębokie południe było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Paula Theroux. To jedna z jego najnowszych książek (2017), która powstawała, gdy jego pozycja pisarska była już mocno ugruntowana. Przepadłam od razu. Sposób, w który opisuje swoje podróże, trafił do mnie w stu procentach. Ujął mnie tym, jak łatwo zjednuje sobie ludzi, jak śmiałe rozmowy z nimi prowadzi, jak bardzo jest spostrzegawczy i uważny. Po prostu majstersztyk.

Wydaje się, że w tej książce Theroux nie opisał jakiejś nadzwyczaj egzotycznej podróży - w końcu jest Amerykaninem, a zrobił objazd jedynie po południowych Stanach. Jednak to tylko pozory. Pod wieloma względami ta część USA różni się od powszechnie nam znanego z mediów obrazu Ameryki. Tamtejsi mieszkańcy pamiętają bardzo dobrze podziały rasowe i ciągle jeszcze mają one wpływ na życie ich społeczności. Gospodarka ma się w tej okolicy kiepsko, zarobki są niższe niż na Północy. A do tego niezliczona ilość broni! Jarmarki broni! Coś niepojętego dla mnie.

Theroux podróżuje niespiesznie, cierpliwie, potrafi wrócić do niektórych miejsc dwukrotnie. Nie jest tylko spolegliwym obserwatorem, ale też odważnie konfrontuje swoje opinie ze zdaniem miejscowych, co nadaje opowieści wyrazistości. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się styl jego reportażu i nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco polecić tą lekturę.

niedziela, 7 lipca 2019

Pai Mu Tan



Pai Mu Tan czyli Biała Piwonia to klasyczna, chińska biała herbata z nadmorskiego Fujian. Wyjątkowość białych herbat wynika ze starannego procesu ich przygotowania - zbierane są do nich wyłącznie młode, jeszcze nie w pełni dojrzałe listki.



Wyobrażam sobie, że zapach tego suszu nie wszystkim może przypaść do gustu - te listki pachną jak skoszona trawa, takie nie do końca wysuszone siano. Jak na herbaciany susz mają stosunkowo jasny zielony kolor. Są dość duże, pośród liści jest też sporo gałązek.



To herbata idealna do parzenia w dzbanku - susz może pozostawać w wodzie nawet kwadrans. Na tym opakowaniu polecana temperatura to 90 stopni - to już taka górna granica dla białej herbaty, polecam 80 stopni. Napar pięknie nabiera coraz głębszego koloru.





Smakuje świetnie! Gładko, słodkawo, lekko. Zaparzona pachnie już kwiatowo, nie sianem ;)



czwartek, 6 czerwca 2019

Bancha Sekrety Babci



Połączenie zielonej herbaty ze słodkimi owocami przewija się przez tego bloga regularnie - i nic dziwnego, zwykle tego typu mieszanki przypadają mi do gustu. Trochę słodyczy na codziennym polu walki, żeby trzymać się z dala od czekolady ;) Dzisiaj Bancha Sekrety Babci.



Po otwarciu opakowania uderza aromat owoców. W składzie, obok zielonej herbaty, jest ich naprawdę sporo! Znajdziecie tam cząstki jabłek, malinę i żurawinę, a oprócz tego rokitnika i płatki róży. Listki herbaty są niestety dość rozdrobnione. Mają stosunkowo intensywny, zielony kolor.



Jeśli herbata zielona - to oczywiście nie parzona wrzątkiem, ale wodą o nieco niższej temperaturze. Ze względu na dodatki wybieram jakieś 85-90 stopni przez 2 minuty (kolejne parzenia z niej już nie bardzo wychodzą, herbata jest za słaba). Napar nabiera koloru bardzo powoli. Ma baaardzo przyjemny, słodkawy zapach.



W smaku ta herbata jest niezwykle łagodna - w sam raz na nadchodzące upały. Jest orzeźwiająca, nie jest ciężka, nie gorzknieje i nie cierpnie. W sam raz, gdy macie ochotę na coś delikatnego - raz na jakiś czas.

sobota, 25 maja 2019

Margaret Atwood - Opowieść podręcznej



W oczekiwaniu na kolejny sezon serialu powstałego na kanwie tej powieści (którego wątki wyszły już daleko poza książkę) chciałabym napisać tutaj kilka słów o niesamowitej Opowieści podręcznej i gorąco zachęcić Was do tej lektury. Uważam Margaret Atwood za jedną z najważniejszych pisarek swojego pokolenia i od wielu lat uważam ją za pretendentkę do Literackiego Nobla.



Futurystyczne wizje, które kanadyjska autorka roztacza w swoich książkach, są przerażające. Zwykle jest to krajobraz po katastrofie, ludzkość doprowadzona zostaje (na własne życzenie) niemal do zagłady, a ci, którzy przetrwali, tkwią w jakimś złym śnie... Gilead z Opowieści podręcznej to kraj, w którym kobiety zdolne do urodzenia dziecka to zaledwie niewielki odsetek wszystkich obywatelek. Zostają one zniewolone i wtłoczone w paranoiczny system, w którym mieszkają przy wysoko postawionych rodzinach, gdzie są zobowiązane do współżycia z panem domu. Narratorka powieści to jedna z takich podręcznych.

Brzmi nieprawdopodobnie, ale tylko na pierwszy rzut oka. Sytuacja, w której rządy kraju decydują o losach kobiet, biorąc pod uwagę tylko ich macice, powinna pozostać literacką fantazją. Niestety tak nie jest. Jeszcze niedawno w Polsce zamierzano wprowadzić całkowity zakaz aborcji! To lektura ku przestrodze. Bardzo ważna. Akurat przed wyborami!

niedziela, 5 maja 2019

Lady Grey



Mam takie noworoczne postanowienie (którego ciągle się trzymam, a mamy już maj!), żeby nie kupować i nie pożyczać żadnych nowych książek, dopóki nie uporam się z lekturami, które mam w domu (sterta przy łóżku, sterta pod kawowym stolikiem, pliki na kindlu, półka na audioteka.pl...). Podobne postanowienie powinnam podjąć w kwestii herbat... Szafka z herbatami w kolejce pęka w szwach, szuflada tych, które piję na bieżąco, jest pełna, a ja i tak dokupuję. Ale są mi też prezentowane :) W każdym razie na blogu mają szansę pojawiać się długo wyczekiwane egzemplarze. Dzisiejsza herbata odczekała w szafce półtora roku... Na szczęście nie straciła na walorach smakowych!



Lady Grey to klasyczna earl grey - czyli czarna herbata nasączona olejkiem z bergamotki, ale będąca mieszanką dwóch herbat o różnym pochodzeniu - wietnamskiej i cejlońskiej. Oprócz tego wzbogacona jest cząsteczkami skórki pomarańczy. Listki herbat są drobne, ciemne, poskręcane. Całość pachnie typowo dla czarnej herbaty, cytrusowy aromat jest na drugim planie.



Herbatę parzę nieco przestudzonym wrzątkiem, minimum dwie minuty - licząc na intensywny smak. Woda barwi się powoli, a zapach naparu jest delikatny, również typowy.



Lady Grey ma rzeczywiście dość mocny, gorzkawy smak, nico złagodzony cytrusową nutą. Jednak czarna herbata dominuje i to w takiej stawiającej na nogi, otrzeźwiającej wersji. Na rozbudzenie o poranku jak znalazł. Polecam, chociaż nie jest to najbardziej urzekający earl grey, którego smakowałam. Amatorom rzeczywiście cytrusowych herbat pozostaje mi jeszcze raz polecić mieszankę od Kusmi Tea.