Mniej więcej rok temu pojawiła się tu inna książka Joanny Bator - Rok królika. Tamta powieść doskonale wpisywała mi się w listopadową aurę. Ostatnie dzieło pisarki - Purezento - wydaje mi się równie jesienne i jakże mgliste. Wówczas rzecz działa się w Polsce, tym razem autorka zabiera nas do swojej drugiej ojczyzny - Japonii.
Cel podróży głównej bohaterki jest niby prosty, został wyartykułowany - została poproszona o zaopiekowanie się domem znajomej pod jej nieobecność. Tam na miejscu dzieje się Murakami na całego - jest kot, jest tajemniczo, coś gdzieś dzwoni, różni ludzie przemykają przez powieść, nagle znikają. Oczywiście motyw drogi, podróży okazuje się nie tylko dosłowny, ale wielopłaszczyznowy i wyprawa staje się okazją do autoterapii.
W tle (a może na pierwszym planie?) toczy się kurs kintsugi, w którym główna bohaterka bierze udział. Niezwykle metaforyczna technika polega na łączeniu kawałków potłuczonej ceramiki z użyciem złotych plomb, co w rezultacie daje naczynie upstrzone siatką złotej pajęczyny i daje przedmiotowi drugie życie. Bohaterka naprawia ceramikę i porządkuje swoje życie - ot, taka pokrzepiająca historia.
Przeczytałam z przyjemnością. Ale w fotel mnie nie wbiło. Książka na uspokojenie. Do zrelaksowania się. Może wywoła chwilę zadumy? Ale znika z pamięci, nic prócz tych złotych nitek nie pozostawia po sobie. Niestety.
A widzieliście już zwiastun ekranizacji Ciemno, prawie noc?.