środa, 24 stycznia 2018

Loyd Yerba Mate with Fig and Grapefruit Flavouring



Jakoś ciągle nie po drodze mi z yerba mate w wersji prawdziwej, parzonej w bombilli, z suszu. Za to po raz kolejny mam do czynienia z taką torebkowaną. Dodatki do tej mieszanki zwróciły moją uwagę - figa i grejpfrut. Do tego zorientowałam się, że w popularnym dyskoncie ta sama herbatka jest sprzedawana pod nazwą innej marki (skład zgadza się co do procenta). Czy warto po nią sięgnąć?




W rzeczonym składzie znajdziecie 84% yerba mate, 5% korzenia lukrecji, 2% suszonej skórki grejpfruta, 2% suszonej figi i aromat. Torebki-piramidki pachną delikatnie cytrusowo. Zalecone parzenie to gorąca, ale nie wrząca woda przez 3-5 minut - myślę, że spokojnie można parzyć dłużej. Napar ma ciekawy, zielono-brązowawy kolor, a pachnie ziołowo, przypomina mi trochę miętę.




Jak smakuje? Nieźle, ale wydaje mi się, że zbyt delikatnie. Mimo zaleconej ilości wody i dłuższego parzenia napar jest rozwodniony. Utrzymuje się w nim ta ziołowa nuta, troszkę w kierunku naparu z mięty, odrobinkę słodko pod koniec. Czy pobudza i daje energię? Nie wiem, na mnie takie rzeczy nie działają - bez problemu zasypiam po najmocniejszej kawie :) Podsumowując, można tej yerby spróbować, ale nie trzeba. A z pewnością należy wybrać tańszą wersję, bo pod różnymi markami kryje się ta sama mieszanka.

środa, 17 stycznia 2018

Sencha miodowo-imbirowa



Sencha miodowo-imbirowa zdaje się być idealnym wyborem na zimową aurę. Mam tą mieszankę jeszcze z jesiennych zakupów w Kazimierzu nad Wisłą.




Nie zdołałam ustalić dokładnego składu tej herbaty - strona internetowa sklepu herbaciarni nie funkcjonuje. Nie mam wątpliwości, że jest to zielona herbata z dodatkiem trawy cytrynowej, kandyzowanego cynamonu, jabłka i płatków nagietka. Jest tu jeszcze co najmniej jeden składnik, którego nie rozpoznaję. Może to liść maliny? Często w takich kompozycjach przewija się również kardamon, ale tutaj go chyba nie widzę.




Jeśli chodzi o zapach suszu, dominuje trawa cytrynowa. Bardzo lubię ten orzeźwiający zapach. Listki herbaty w mieszance są sztywne i mocno skręcone.




Mimo mocy dodatków, decyduje się na klasyczne parzenie zielonej herbaty - w temperaturze gdzieś pomiędzy 80 a 90 stopni. Sądzę, że dwie minuty to optymalny czas. Jasnożółty napar pachnie delikatnie, również orzeźwiająco. Smakuje świetnie - to dobrej jakości zielona herbata z bardzo delikatną nutą kwasowości z trawy cytrynowej, jednocześnie trochę rozgrzewająca, co zawdzięcza imbirowi.




Nie pozostaje mi nic innego, jak tą herbatę polecać. Wyważone dodatki przypadną Wam do gustu :)

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Salman Rushdie - Szatańskie wersety



Jeszcze w zeszłym roku przeczytałam głośną powieść Salmana Rushdiego Szatańskie wersety. Czytałam ją na kindlu, więc nie przekonałam się, jak wygląda papierowe wydanie, ale z pewnością jest to pokaźne tomiszcze, bo procenty przeczytanych stron zmieniały się podczas lektury baaardzo powoli... Chociaż może to wynikało trochę ze znudzenia książką? Niepełnego jej zrozumienia?




Szatańskie wersety to monumentalna opowieść z pogranicza jawy i snu. Początek robi wrażenie, bo oto z katastrofy lotniczej udaje się ujść z życiem dwóm pasażerom - pochodzącym z Indii znanym aktorom. To, że lecą z Bombaju do Londynu, ma duże znaczenie, gdyż wątki związane z emigracją i szeroko pojętą wielokulturowością są jednymi z wiodących w książce. Perypetie jednego z bohaterów wiążą się z desperacką próbą asymilacji w Wielkiej Brytanii, drugi z nich również niejako ucieka od swojej ojczyzny w Indiach, jednak bardziej duchowo niż dosłownie.

Aczkolwiek nie temu powieść zawdzięcza swój rozgłos. Obok historii Saladyna i Dżibrila, autor kreuje luźno powiązaną, magiczną opowieść o początkach islamu. Rushdie jawnie pokpiwa sobie z tej religii, Koranu i proroka Mahometa. Moja słaba znajomość tematu sprawiła, że (oprócz kilku grubych rzeczy) z pewnością nie wyłapałam wielu istotnych informacji, które muzułmanie uznali za bluźnierstwo i mną ta książka nie wstrząsnęła. Jednak wśród wyznawców islamu wywołała burzę, pisarzowi grożono śmiercią.

Szatańskie wersety to karuzela. Wariacki rajd między tym, co prawdziwe a fantastyczne, między przeszłością a teraźniejszością i między różnymi miejscami na Ziemi. Kulturowo to wszystko dzieje się zbyt daleko ode mnie i pewnie dlatego nie jestem dobrym odbiorcą tej książki. Porównywana jest do Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa, ale ta jest mi zdecydowanie bliższa. Sami zdecydujcie, czy spróbujecie wgryźć się w tą historię - wymagająca sprawa.

sobota, 13 stycznia 2018

Rafał Przybylok - Czajnikowy



Wielkie otwarcie na blogu w Nowym Roku - na początek wielka książka! Czajnikowy Rafała Przybyloka to bezdyskusyjnie dotąd najlepsza polska książka traktująca o herbacie i kulturze herbacianej. Bez dwóch zdań to obowiązkowa pozycja dla każdej osoby, dla której herbata to chociaż odrobinę więcej niż jeden z wielu napojów.




1. Jeśli dopiero rozpoczynasz herbacianą przygodę, rozglądasz się po sklepowych półkach w poszukiwaniu nowych smaków i nieśmiało zaczynasz szukać informacji na temat pochodzenia herbaty oraz jak ją parzyć - ta książka jest dla Ciebie. Wprowadzi Cię do tego fascynującego świata.
2. Jeśli jesteś już krok dalej, testujesz nowe smaki, przekonujesz się, co Ci smakuje, starasz się dowiadywać o herbacie coraz więcej - ta książka jest dla Ciebie. Odpowiednio Cię pokieruje i odpowie na wiele pytań.
3. Jeśli doskonale już wiesz, o co chodzi w tym herbacianym szaleństwie (ja jestem gdzieś tutaj), ciągle próbujesz nowych rzeczy, ale już ukierunkowujesz się na określone rodzaje herbat, sporo już o herbacie wiesz i możesz powiedzieć, że to Twoja pasja - ta książka jest dla Ciebie. Świetnie porządkuje i uzupełnia wiedzę, a jej czytanie (i oglądanie świetnych zdjęć!) to dla herbaciarza ogromna frajda.




A jeśli herbata to całe Twoje życie i zajmujesz się tylko i wyłącznie tą tematyką, a w domu masz wszystkie herbaciane publikacje świata - to również potrzebujesz tej książki, bo nie może jej zabraknąć na Twojej półce (nawet jeśli wiesz wszystko, co tam zostało napisane :)




Czajnikowy w stu procentach spełnił moje oczekiwania. To świetny herbaciany podręcznik, który gorąco polecam!

wtorek, 9 stycznia 2018

Papier, ebooki i... audiobooki!



Czy noworocznym postanowieniem kogoś z Was jest więcej czytać? Ja tej kwestii nie traktuję jako wyzwania, nie muszę sobie tego postanawiać, po prostu w każdej wolnej chwili oddaję się tej przyjemności :)

Przez wiele lat jedyną formą czytania przeze mnie książek było obcowanie z papierem. Twarde i miękkie okładki, nowe, używane, z biblioteki, z księgarni, śnieżno-białe strony i te zupełnie pożółkłe. Czasu na czytanie znalazło się jeszcze więcej, od kiedy mam kindla. Lekki i poręczny czytnik można zabrać wszędzie i chętniej wyjmuje się go z torebki (nawet w krótkiej kolejce w sklepie) niż grube tomiszcza. Z nim skończyły się też dylematy wakacyjne, ile książek spakować do walizki. Zabieram jedną, dwie papierowe, a reszta elektronicznie.

W 2017 roku podniosłam jeszcze bardziej czytelniczą poprzeczkę - przekonałam się do audiobooków! Książki w słuchawkach towarzyszą mi głównie w czasie aktywności fizycznej - jak biegam i na siłowni. Przyznaję, że do słuchania dobieram trochę inne lektury niż do naocznego czytania. Zdarza mi się zamyślić i przespać kilka zdań, więc nie mogą to być bardzo zawiłe historie ani napisane wymagającym językiem. Dotąd przesłuchałam dwie powieści: Kasację Remigiusza Mroza i Genialną przyjaciółkę Eleny Ferrante. Teraz zaczęłam słuchać Innowatorów Waltera Isaacsona. Gorąco polecam Wam tą formę literatury! Na Nowy Rok :)