środa, 30 października 2013

Green Orange



Po prostej nazwie Green orange spodziewałam się zielonej herbaty z cytrusowym aromatem, zupełnie jak Żar tropików czy Sencha karmazynowa. I rzeczywiście jest to podobna herbata, ale bogatsza o owocowe dodatki. Byłam miło zaskoczona, gdy otworzyłam paczuszkę.




Mieszanka oprócz klasycznej zielonej herbaty zawiera trawę cytrynową, plasterki truskawki, ćwiartki pomarańczy, jabłko, kwiat pomarańczy oraz hibiskus. Obłędny, słodki zestaw, który pięknie wygląda.






Zapewne dodatek owoców sprawia, że napar ma trochę odmienny kolor - jest szaro-brązowawy. Towarzyszy mu delikatny aromat. Oczywiście owoce po zaparzeniu koniecznie trzeba zjeść! Polecam do deserów! Już wiem, że takich herbatek do zjedzenia pojawi się tu jeszcze kilka.


poniedziałek, 28 października 2013

10 książek o zabójczej miłości



Lubuję się w książkach o zabójczej miłości, co uświadomiło mi zestawienie w nowym Magazynie Książki przygotowane przez Joannę Bator (!) i Krzysztofa Łukasiewicza. Mam za sobą lekturę 7 z 10 powieści, które przytoczyli autorzy. Do lektury każdej z nich szczerze zachęcam!




Gustave Flaubert Pani Bovary - Kobietę uszczęśliwić jest bardzo trudno. Czasami... po prostu się nie da. Ta historia to esencja sesji psychoanalitycznych, które mają zapewne miejsce w niejednym gabinecie. Pani Bovary jest bardzo charakterystyczną postacią w literaturze, którą trzeba znać.

Lew Tołstoj Anna Karenina - Rosyjska literatura to po prostu dobro narodowe. Nie wiem, czy jest drugi kraj, który wydał tylu wybitnych pisarzy. Bohaterka nie jest w stanie wybrać między mężem a kochankiem, jej losy są tragiczne, a interpretacja postaci niejednoznaczna - nienawidzą jej feministki i antyfeministki. Vladimir Nabokov Ada albo Żar - Także dowodzi wielkości rosyjskiej literatury. Piękna powieść o miłości - tym razem kazirodczej. Nabokov to nie tylko Lolita! Dodam, że opowiadania pisarza są równie urzekające.

Elfriede Jelinek Pianistka - Jeśli przypisywać książkom odpowiadające im realne odczucia, to ta powieść to siarczysty policzek. Każda forma miłości pokazana przez Noblistkę niesie ze sobą ogrom bólu. Równie patologiczne relacje Jelinek opisała w Amatorkach.

Jaume Cabre Wyznaję - Epopeja. Jedna z dłuższych lektur, które dane było mi przeczytać (pomijam podręczniki medyczne...), ale nie żałuję ani chwili spędzonej z tą powieścią. Kunsztowna, wielowątkowa opowieść, w której centrum jest miłość. Pasja głównego bohatera do języków obcych i książek - coś niesamowitego!

Orhan Pamuk Muzeum niewinności - Tytułowe Muzeum Niewinności naprawdę powstało, co świadczy o sukcesie książki. Historia poruszyła czytelników na całym świecie, mnie... umiarkowanie. Przymiotnik, który opisuje według mnie tą powieść to uporczywa. Aczkolwiek po lekturze Śniegu i Nazywam się czerwień, których (przy braku pełnego rozeznania w sytuacji politycznej i religijnej Turcji) nie byłam w stanie w pełni właściwie zinterpretować, Muzeum Niewinności jest ponadnarodowe - jak miłość.

John Irving W jednej osobie - Do Irvinga przekonywałam się długo, ale po tej książce oraz Regulaminie tłoczni win będę sięgać po jego kolejne powieści bez wahania. Poplątane ludzkie losy, przez które autor pokazuje, że nie ma wyborów czarnych i białych - są tylko różne odcienie szarości. Pisarz specjalizuje się w opowieściach o tematach trudnych (aborcja, odrzucenie, transseksualizm, homoseksualizm), przy których jeszcze raz głęboko zastanawiamy się nad słusznością naszych dotychczasowych poglądów.

Nie znam jeszcze trzech książek z zestawienia: Natsuo Kirino Ostateczne wyjście, J.M. Coetzee Lato oraz Roberto Bolaño 2666. Ostatnią z nich (po lekturze Detektywów Bolaño) miałam już kilka razy w ręku w księgarni, ale niestety jeszcze nie zdecydowałam się na jej kupno (wypatruję możliwości wypożyczenia w bibliotece).

Serdecznie polecam Wam do przeczytania cały Magazyn Książki, który z numeru na numer naprawdę trzyma poziom! Teksty są ciekawe i dopracowane - wzmagają apetyt na kolejne lektury.




Bardzo ciekawa herbata ze zdjęcia - już w następnym poście!

piątek, 25 października 2013

Teekanne Nero



Teekenne Nero to czarna herbata w torebkach. Jest opisana jako bardzo mocna i rzeczywiście ma intensywny smak i aromat. Odrobinę przypomina klasyczną Lipton.




Markę Tekanne do tej pory trochę kojarzyłam (szczególnie z jednej słodkiej herbaty Irish Cream i z torebkowanych herbat białych), ale nie wiedziałam o niej za dużo. Zwróćcie uwagę, że istnieje od 1882 roku! W Polsce ma swoją filię od ponad 20 lat. Główna siedziba firmy znajduje się w Düsseldorfie w Niemczech.




Podobno to właśnie Teekanne zawdzięczamy istnienie herbaty w dwukomorowych torebkach. Pomysł na taką torebkę firma opatentowała w 1949 roku.




Do pudełka Teekanne Nero dołączona została firmowa podstawka na torebki po zaparzonej herbacie. Przeszukując Internet, znalazłam bardzo ciekawe określenie na to naczynko... skapek!




Podsumowując, Tekanne Nero to świetna herbata na co dzień. W najbliższym czasie będzie nam towarzyszyć przy każdym śniadaniu.

wtorek, 22 października 2013

Dilmah Cherry & Almond



Marka Dilmah ma w swoim asortymencie stale szeroką gamę czarnych, aromatyzowanych herbat w torebkach. Niektóre ich smaki są dostępne stale, inne znikają, żeby pojawiły się nowe. Odnoszę wrażenie, że w każdym sklepie jest ich troszeczkę inny wybór - pełny jest dostępny jedynie w sklepie online.

Muszę przyznać, że mamy przed sobą stosunkowo dużo smakowych Dilmah do spróbowania! Pierwszą, po którą sięgnęliśmy jest Dilmah Almond & Cherry - czyli migdałowo-wiśniowa. Będąc skrupulatną - to drugą, bo w sumie Dilmah Earl Grey (jak każda earl grey) też jest czarną herbatą aromatyzowaną.




Sposób zaparzania polecony przez producenta dość standardowy - kubek wrzątku, 3-5 minut. Rzeczywiście są to dobre wskazówki - smak herbaty zaparzonej w większej ilości wody rozmywa się. W kubku lub filiżance mamy możliwość poczuć jej pełny, słodki aromat.




Dilmah Cherry & Almond gorąco polecam amatorom czarnych aromatyzowanych owocowo herbat. Zaznaczam, że owocowych - o ile aromat wiśni jest w naparze oczywisty, o tyle posmaku migdałów niestety wbrew nazwie nie uraczycie. Po prostu go nie ma. Smaczna herbata wiśniowa.




Torebki oczywiście trafiły do Herbaciarki.




P.S. Blog ma już miesiąc!

sobota, 19 października 2013

Herbaciarka



Nasi wspaniali goście weselni prośbę o herbatę zamiast kwiatów potraktowali wręcz ponad program. Oprócz paczuszek herbaty, wśród prezentów znalazła się moc herbacianych akcesoriów. Za co jesteśmy niezmiernie wdzięczni i czym chcę także podzielić się na blogu.

Pierwszym z takich cudownych, okołoherbacianych prezentów jest ta oto herbaciarka od Cudownej Świadkowej!




Herbaciarka jest drewniana, pięknie wykończona. Mieści w sobie osiem przegródek. Do tej pory takie akcesoria kojarzyły mi się jedynie z kawiarniami, ale przecież to wspaniały pomysł mieć coś takiego w domu. Szczególnie, jeśli posiada się tyle herbaty, co my teraz i chce się nią częstować gości :)






Jako pierwsza do mojej herbaciarki trafiła Dilmah Earl Grey z poprzedniego wpisu.


wtorek, 15 października 2013

Dilmah Earl Grey



Mogłabym napisać jedno zdanie: ta herbata to klasyka Earl Grey. I zakończyć wpis.




Nie zrobię tego i dopiszę jeszcze parę słów. Herbaty Earl Grey zaliczamy do czarnych, co oznacza, że ich liście zostały poddane procesowi fermentacji. Charakterystyczny smak zawdzięczają pomarańczy bergamocie. Olejek bergamotowy powstaje ze skórki owoców, kwiatów i liści rośliny.

Z tego, co mi wiadomo, wszystkie herbaty Dilmah pochodzą z Cejlonu (czyli Sri Lanki). Powszechnie uważa się, że herbaty z tego regionu są bardzo dobre jakościowo. Jednak ubolewa się nad tym, że poza granicami kraju są mieszane z odmianami mniej wartościowymi.

Dlaczego akurat Dilmah Earl Grey uważam za wyjątkową? Jej smak jest wyraźny, utrzymuje się po zaparzeniu, herbata ma właściwy aromat. Zaparzona odrobinę dłużej nie cierpnie, jak gorsze jakościowo herbaty Earl Grey. Zupełnie subiektywnie stawiam sobie Dilmah jako punkt odniesienia do oceny innych herbat Earl Grey.




Dilmah zapewnia swoich klientów, że przy produkcji ich herbaty nie dochodzi do wyzysku pracowników oraz maksymalnie chroni się naturalne środowisko (ze szczególnym uwzględnieniem azjatyckich słoni!), o czym możecie poczytać na poniżej wymienionych stronach internetowych.




niedziela, 13 października 2013

Joanna Bator - Ciemno, prawie noc



Z założenia blog miał dotyczyć tylko herbaty. Jednak dla mnie (i sądzę, że dla wielu innych osób) równoległą, codzienną przyjemnością jest literatura (dla mnie przede wszystkim proza, w przytłaczającej większości powieści). Skojarzenie herbata - książka jest oczywiste!

Pobudką do napisania tego posta była tegoroczna Nagroda Nike. Otrzymała ją Joanna Bator za książkę Ciemno, prawie noc. Werdykt ogłoszono w ubiegłą niedzielę. Nagrodzoną książkę mam na swojej półce od świąt Bożego Narodzenia - wspaniały prezent od wówczas jeszcze Narzeczonego.

Nie mam wątpliwości, że jest to najlepsza polska powieść ostatniego roku. Została dopracowana w każdym szczególe: wciągający wątek, napięcie utrzymywane do ostatnich stron, fascynująca główna bohaterka (pojawiają się elementy autobiografii pisarki). Formuła kryminału, w której nie brakuje wnikliwej analizy polskiego piekiełka. Joanna Bator obnaża polskie społeczeństwo, przytacza trafne spostrzeżenia na temat naszej szarej rzeczywistości. W powieści pojawia się niesamowita galeria postaci. Jednocześnie jest to książka napisana pięknym, bogatym językiem. Autorka wykorzystała moc literackich form: wspomnienia, rozbudowane dialogi, zapis czatu (!), opowiadanie...

Punkt zaczepienia: dziennikarka z Warszawy wyjeżdża do rodzinnego Wałbrzycha opisać tajemnicze zniknięcia dzieci.




Twórczość Joanny Bator urzekła mnie totalnie. Po Ciemno, prawie noc przeczytałam Piaskową Górę i Chmurdalię, które polecam równie gorąco. Obecnie czytam Kobietę i zapowiada się równie dobrze. Jednak trzeba przyznać, że nagrodzona powieść jest absolutnie najlepszą w dorobku autorki.

Statystyki czytelnicze w Polsce są alarmujące - już niemal połowa Polaków nie czyta nawet jednej książki rocznie. Po uroczystości wręczenia Nike Joanna Bator apelowała: "Polacy, czytajcie książki!".

W tym tygodniu przyznano także Literacką Nagrodę Nobla. Przypadła kanadyjskiej pisarce Alice Munro. Uczciwie przyznaję, że jeszcze nic z niej nie czytałam, ale zanim ogłoszono laureatkę, jedna z jej powieści już leżała na mojej półce w kolejce do przeczytania. W najbliższych dniach po nią sięgnę!

Poniżej cytat otwierający powieść Ciemno, prawie noc:


czwartek, 10 października 2013

Sencha karmazynowa



Na taką herbatę czekałam! Ten smak mnie urzekł - na takie miłe zaskoczenie liczyłam, gdy do ślubnych zaproszeń dołączaliśmy kartkę z prośbą o herbatę zamiast kwiatów.

W taki zachwyt wprawiła mnie herbata "Sencha karmazynowa". To zielona herbata z dodatkiem cytrusów i... No właśnie - czego jeszcze? W Internecie nie odnalazłam opisu jej składu (wszystkie herbaty z "karmazynowy" w nazwie dotyczą innych mieszanek). Wszelkie sugestie co do tajemniczych składników mile widziane!




Sencha karmazynowa ma delikatny smak, któremu towarzyszy wspaniała słodka nuta. Nie wiem, co za nią odpowiada, ale jest to coś bardzo owocowego. Kojarzy mi się z guma balonową!

Liście po zaparzeniu znacznie się rozwijają. Napar ma piękny jasnożółty kolor i cudowny, słodki aromat.


poniedziałek, 7 października 2013

Lipton Asian White



Lipton Asian White to bardzo przewrotna herbata. W nazwie słowo biała, rzeczywiście zielona, a smakuje już na pograniczu z czarną.




W torebkach zamknięte zostały drobne kawałki liści, a nie herbaciany pył, co jest ogromnym plusem. Widoczne są też kawałki płatków róży. Czy usilnie promowane przez markę Lipton torebki-piramidki są czymś szczególnym? Nie sądzę, żeby magicznie polepszały parzenie herbaty. Ich najważniejszą zaletą na pewno jest brak metalowych zszywek i wytrzymałość.

Lipton Asian White to bardzo dobra, dosyć mocna zielona herbata. Po zaparzeniu wydziela delikatny aromat. Jednak uprzedzam, że w jej wypadku nie sprawdza się zaparzanie jednej torebki na dzbanek (jak przy Lipton Blackcurrant) - najlepiej smakuje zaparzona w kubku.





Na koniec coś, czego absolutnie nie mogłam przegapić: wzór w środku opakowania. Mały szczegół, ale sprawia, że zwykłe pudełko wygląda bardzo stylowo.


wtorek, 1 października 2013

Żar tropików



Herbata Żar tropików skusiła nas przede wszystkim swoim intensywnym cytrusowym zapachem - paczuszka pachniała jak flakon orzeźwiających perfum. W tej mieszance zielonej herbacie towarzyszy papaja, skórka pomarańczy i trawa cytrynowa, których cząstki widać w opakowaniu.





Drobne listki po zaparzeniu zwiększyły znacznie swoją objętość, dlatego polecam zamknąć je w zaparzaczu. Inaczej zajmą całą filiżankę. Liście można zaparzyć drugi raz.




Żar tropików robi najlepsze wrażenie zaparzony pod przykryciem, dzięki któremu cytrusowy aromat utrzymuje się dłużej. W smaku jest to klasyczna zielona herbata, może odrobinę delikatniejsza dzięki dodatkom. W sam raz do posiłków oraz deserów.