środa, 2 grudnia 2015

Margaret Atwood - Ślepy zabójca



Jest zaledwie garstka autorów, u których toleruję motywy fantastyczne, nierealne czy zjawiska nadprzyrodzone. Generalnie jestem na takie wątki w literaturze uczulona, uważam, że rzeczywistość jest na tyle niesamowita i inspirująca, że nie ma potrzeby przenosić się do innych, zupełnie wyimaginowanych światów. Margaret Atwood i jej futurystyczne wizje przekonały mnie, że jednak czasami warto i dla niej robię wyjątek. Z tego miejsca gorąco polecam jej Rok potopu czy Oryksa i Derkacza. Bez wahania sięgnęłam po Ślepego zabójcę, w ogóle nie sprawdzając, o czym jest ta książka - moja wiara w to, że skoro napisała to Atwood, to będzie świetnie, jest niezachwiana. Nie pomyliłam się, a do tego okazało się, że to w większości zupełnie realna powieść. Rzecz się dzieje w przeszłości, nie w przyszłości, ot co.




Powieść jest skupiona na fikcyjnej autorce kontrowersyjnej, bardzo popularnej w Kanadzie książki. Owa autorka umiera młodo w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, stąd zainteresowanie jej twórczością gwałtownie rośnie i przez wiele lat nie słabnie. Jej postać poznajemy dzięki wspomnieniom starszej siostry. Historia jest przeplatana fragmentami tej osławionej książki, a także innymi, powiązanymi tekstami. Na określenie tego typu narracji powstało, moim zdaniem, przepiękne określenie powieść szkatułkowa.

W Ślepym zabójcy narratorka rysuje swoją młodszą siostrę na modłę wręcz stereotypowej artystki: nieprzystosowanej, nieco zbuntowanej, żyjącej we własnym świecie, niezależnej. Z obiektywnego punktu widzenia po prostu osoby o zaburzonej osobowości. Poniekąd takiej postawy od artystów oczekujemy, takich aktorów, piosenkarzy czy malarzy podziwiamy. Taka gombrowiczowska gęba. Nieświadomie dajemy się ponieść tej grze pozorów, narzuconym rolom i ta powieść bezlitośnie to obnaża. Niezdrowo fascynuje. Oprócz przytoczonej artystki, jest też przykładna żona...

Ślepy zabójca to ostatnio najbardziej wciągająca książka, którą czytałam. Trudno było się od niej oderwać, sięgałam po nią w każdej wolnej chwili. Nie do każdej książki mam aż taki zapał! Także ostrzegam: pochłania bez reszty. I ma genialne zakończenie w konfrontacji z tym, co napisałam akapit wyżej...

2 komentarze:

  1. Zdarza mi się sięgać zarówno po literaturę science fiction jak i fantastykę, ale twórczość Margaret Atwood jakoś mi umknęła. Ba, w ogóle nie kojarzę tej autorki i poczytuję to sobie jako spore zaniedbanie. Prezentowana powieść sprawia wrażenie niezwykle interesującej - historia fikcyjnej autorki oraz spłodzonego przez nią dzieła, okraszone fragmentami tej nieistniejącej w naszej rzeczywistości powieści, kojarzy mi się odrobinę ze zbiorami Stanisława Lema, w których umieścił on recenzje fikcyjnych książek ("Doskonała próżnia", "Biblioteka XXI wieku") oraz z "Bladym ogniem" Nabokova.

    OdpowiedzUsuń
  2. Atwood uwielbiam pasjami, do tej pory jeszcze żadna jej powieść mnie nie zawiodła. Podobnie jak Ty, to tylko u niej trawię wątki fantastyczne (no, i u Vonneguta, niech będzie), ale najbardziej podobają mi się jej powieści bardziej realistyczne, "Ślepy zabójca" też bardzo mi się podobał, podobnie jak "Grace i Grace". Ale najlepszą, jak dla mnie (poza "Opowieścią podręcznej") jest "Kocie oko" - jak nie czytałaś, to bardzo gorąco polecam!

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.