sobota, 7 stycznia 2017

Lao Mao Green Pu erh



Uwaga, uwaga, po bardzo długiej nieobecności wracam do żywych w Internecie! Ostatnie dwa miesiące ubiegłego roku były jak szalona przejażdżka kolejką górską - w moim życiu działo się dużo i intensywnie. W związku z tym byłam zbyt zaabsorbowana innymi rzeczami, żeby na spokojnie przygotować coś na bloga. Ale chyba wszystko z Nowym Rokiem wróci do normy :) Na dobry początek 2017 roku proponuję oczywiście herbatę. Dawno tu nieobecny, a jeden z moich ulubionych rodzajów herbaty: pu erh. Jednak nie jest to typowy przedstawiciel gatunku. Myślę, że degustacja Lao Mao Green Pu Erh może wielu herbaciarzy zaskoczyć. Gotowi?




Lao Mao Green Pu Erh to, jak słusznie sugeruje nazwa, tak zwany zielony pu erh. Jego produkcja to proces na pograniczu preparowania herbaty zielonej i klasycznych pu erh, bo (w dużym uproszczeniu) liście są suszone jak ta pierwsza, jednak dojrzewają jak ta druga. Unikalny jest też fakt, że to luźna herbata, nie jest sprasowana w ciastko.




Liście herbaty są niemalże całe, sztywne i skręcone. Mają głęboką ciemnozieloną barwę, miejscami są nieco jaśniejsze. Pachną sianem, skoszoną trawą, ale niezbyt intensywnie, przez co nie jest to wcale nieprzyjemny zapach. Jak parzyć? Na opakowaniu polecane jest 90 stopni, na stronie producenta - 80 stopni. Także trzeba próbować znaleźć odpowiednią temperaturę dla siebie - ja skłaniam się ku wyższej, bo daje intensywniejszy smak (ale też cięższy, bardziej cierpki). Kolejne parzenia dają bardziej stonowane napary niż to pierwsze.






Kolor herbaty jest zdecydowanie bliższy zielonym niż pu erh - jasnobrązowy, złamany zielonym. Ta barwa kojarzy mi się z tą, jaki dają zielone herbaty w torebkach, szczególnie aromatyzowane. Ale oczywiście wystarczy tej herbaty spróbować, żeby przekonać się, że mamy do czynienia z zupełnie inną klasą produktu ;)




Pochylając się nad herbatą, poczujecie charakterystyczny, nieco gnilny aromat. W naparze ta nuta jest również wyczuwalna, ale towarzyszy jej także warzywny posmak. Faktura napoju jest nierówna, posmak cierpki, ale wcale nie jest gorzka. Bardzo ciekawe doświadczenie. Nie przypisałabym tej herbaty ani do zielonych, ani do pu erh - to zupełnie odrębny rodzaj. Polecam spróbować!

Spójrzcie na liście po zaparzeniu - pięknie rozwinięte!




6 komentarzy:

  1. no zielonego pu erh nie piłam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam w świecie prawdziwych herbat pu'er! Ale uwaga, to może się szybko skończyć uzależnieniem. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [zaintrygowana] Pu'er, puer, puerh, pu-erh... Konrad, czemu pu'er? Bo mnie to ostatnio zainteresowało, w kontekście właśnie dwóch z nich wyjaśnionych w Guide to Tea.

      Usuń
    2. Właśnie! Jaka forma jest poprawna?

      Usuń
  3. Miło Cię znów przeczytac! Wszystkiego dobrego w kolejnym roku i dużo materiałów i czasu na prowadzenie bloga!

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.