Idea tego posta jest na miarę szkolnej rozprawki, myślę, że sprawdziłby się również na maturze z polskiego. Raczej poziom rozszerzony, bo Cabre w kanonie podstawowych polskich lektur raczej się nie znajdzie, a szkoda! W każdym razie w ramach mojego blogowego recenzowania książek dzisiaj porównanie dwóch powieści autorstwa katalońskiego pisarza.
Chronologicznie, jeśli chodzi o czas akcji, pierwszy jest Jaśnie Pan, bo to koniec XVII wieku - Cień Eunucha dzieje się już w wieku XX. Książka rozpoczyna się jak klasyczny kryminał czyli od trupa. Ale mniej tu dochodzenia, kto zabił, a więcej manipulacji wokół. Trup to niestety słynna śpiewaczka operowa i nie da się tej sprawy zamieść pod dywan - sprawa okazuje się politycznie bardzo niewygodna. Na najwyższych szczeblach władzy dwieście lat temu było podobnie jak teraz - duże pieniądze i prestiż kusiły i niejednokrotnie popychały ludzi do, delikatnie mówiąc, złych uczynków. Namiętności również były podobne. Warto poznać ten bardzo interesujący portret epoki, w którym pisarz serwuje nam obcowanie z niezwykle wyrazistymi bohaterami. Lektura to sama przyjemność.
Z kolei Cień Eunucha to bardziej łamigłówka i uważam, że doświadczenie wymagające większego zaangażowania. Zaczyna się na pogrzebie czyli również od śmierci. Sam zgon nie jest jednak tajemniczy, tajemnicze okazuje się życie denata. I jego przyjaciela - wokół jego wspomnień toczy się cała fabuła. W ciągu jednej kolacji, ale w bardzo intrygującej restauracji, prześledzimy całe życie Michaela. To saga rodzinna, ale w żadnym wypadku nie jest nudna, jak mogłaby sugerować ta szufladka. To saga, której wydarzenia i układ porządkują się stopniowo w miarę rozwoju akcji. Bardzo dobra gimnastyka dla umysłu, ale muszę przyznać, że smutna i opisane niepowodzenia przytłaczają.
Zarówno Jaśnie Pan i Cień Eunucha dzieją się przede wszystkim w Barcelonie (tą pierwszą czytałam właśnie tam :), jednak w odmiennych epokach i to chyba główny powód, dlaczego ta druga wydaje się być mi bliższą. Zawsze łatwiej wyobrazić sobie realia czasów mniej odległych. Ta druga historia, to niesamowite splątanie ludzkich losów z genialnym rozwiązaniem drzewa genealogicznego na koniec, to typ literatury, który uwielbiam. Układanka, której pozornie niepasujące do siebie elementy tworzą piękną, zdobioną całość. Cóż mogę powiedzieć, czytajcie Cabre. Nobel niebawem.
Ogromne wyrazy uznania należą się polskiej tłumaczce prozy Cabre - pani Annie Sawickiej. Te tłumaczenia to majstersztyk, biorąc pod uwagę styl pisarza - gwałtowne, ale bardzo płynne zmiany narratora, wątków, czasu i miejsca akcji, nierzadko w ciągu jednego zdania. W polskim wydani brzmi to naturalnie, jest przejrzyste i naprawdę dobrze się to czyta - nie mam wątpliwości, że to Pani zasługa!
Lektura obu książek za mną, ale przed mną wciąż "Wyznaję". Bardzo jestem jej ciekawa, zresztą Cabre pisze fenomenalnie i każde spotkanie z jego twórczością to literacka uczta :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń