poniedziałek, 12 czerwca 2017

Jaume Cabre - Jaśnie Pan oraz Cień Eunucha


Idea tego posta jest na miarę szkolnej rozprawki, myślę, że sprawdziłby się również na maturze z polskiego. Raczej poziom rozszerzony, bo Cabre w kanonie podstawowych polskich lektur raczej się nie znajdzie, a szkoda! W każdym razie w ramach mojego blogowego recenzowania książek dzisiaj porównanie dwóch powieści autorstwa katalońskiego pisarza.



Chronologicznie, jeśli chodzi o czas akcji, pierwszy jest Jaśnie Pan, bo to koniec XVII wieku  - Cień Eunucha dzieje się już w wieku XX. Książka rozpoczyna się jak klasyczny kryminał czyli od trupa. Ale mniej tu dochodzenia, kto zabił, a więcej manipulacji wokół. Trup to niestety słynna śpiewaczka operowa i nie da się tej sprawy zamieść pod dywan - sprawa okazuje się politycznie bardzo niewygodna. Na najwyższych szczeblach władzy dwieście lat temu było podobnie jak teraz - duże pieniądze i prestiż kusiły i niejednokrotnie popychały ludzi do, delikatnie mówiąc, złych uczynków. Namiętności również były podobne. Warto poznać ten bardzo interesujący portret epoki, w którym pisarz serwuje nam obcowanie z niezwykle wyrazistymi bohaterami. Lektura to sama przyjemność.



Z kolei Cień Eunucha to bardziej łamigłówka i uważam, że doświadczenie wymagające większego zaangażowania. Zaczyna się na pogrzebie czyli również od śmierci. Sam zgon nie jest jednak tajemniczy, tajemnicze okazuje się życie denata. I jego przyjaciela - wokół jego wspomnień toczy się cała fabuła. W ciągu jednej kolacji, ale w bardzo intrygującej restauracji, prześledzimy całe życie Michaela. To saga rodzinna, ale w żadnym wypadku nie jest nudna, jak mogłaby sugerować ta szufladka. To saga, której wydarzenia i układ porządkują się stopniowo w miarę rozwoju akcji. Bardzo dobra gimnastyka dla umysłu, ale muszę przyznać, że smutna i opisane niepowodzenia przytłaczają.

Zarówno Jaśnie Pan i Cień Eunucha dzieją się przede wszystkim w Barcelonie (tą pierwszą czytałam właśnie tam :), jednak w odmiennych epokach i to chyba główny powód, dlaczego ta druga wydaje się być mi bliższą. Zawsze łatwiej wyobrazić sobie realia czasów mniej odległych. Ta druga historia, to niesamowite splątanie ludzkich losów z genialnym rozwiązaniem drzewa genealogicznego na koniec, to typ literatury, który uwielbiam. Układanka, której pozornie niepasujące do siebie elementy tworzą piękną, zdobioną całość. Cóż mogę powiedzieć, czytajcie Cabre. Nobel niebawem.

*

Ogromne wyrazy uznania należą się polskiej tłumaczce prozy Cabre - pani Annie Sawickiej. Te tłumaczenia to majstersztyk, biorąc pod uwagę styl pisarza - gwałtowne, ale bardzo płynne zmiany narratora, wątków, czasu i miejsca akcji, nierzadko w ciągu jednego zdania. W polskim wydani brzmi to naturalnie, jest przejrzyste i naprawdę dobrze się to czyta - nie mam wątpliwości, że to Pani zasługa!

1 komentarz:

  1. Lektura obu książek za mną, ale przed mną wciąż "Wyznaję". Bardzo jestem jej ciekawa, zresztą Cabre pisze fenomenalnie i każde spotkanie z jego twórczością to literacka uczta :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.