piątek, 15 stycznia 2016

We are tea english breakfast



Nowe mieszkanie oznacza zupełnie nowe tła do większości zdjęć, które będą się tutaj pojawiać. Dzisiaj przed Wami pierwsza herbaciana sesja w nowych okolicznościach. Szczególna nie tylko dlatego, że inauguracyjna. Wszystko, co widzicie na fotografiach, to prezenty od naszych przyjaciół.




Herbata przyleciała do nas prosto z Wielkiej Brytanii. Marka wearetea szczyci się wieloma nagrodami i, co ciekawe, tym, że jest paczkowana na Wyspach. Ciekawe, bo inni producenci chwalą się tym, że pakują listki tam, gdzie je zbierają. Która opcja jest według Was lepsza? Pakowanie bezpośrednio po przygotowaniu wydaje mi się bardziej korzystne dla jakości... Ale może się mylę. W każdym razie w opakowaniu english breakfast angielskiej marki znajdziecie całe, dość sztywne ciemnobrązowe listki o intensywnym zapachu typowym dla czarnych herbat. Listki nie kruszą się i nie pozostawiają herbacianego pyłu.




Zalecane parzenie to łyżeczka suszu na filiżankę wrzącej wody przez 3 do 5 minut. Filiżanka to może za mała objętość, skłaniam się ku małemu kubkowi. Pięć minut będzie super, ale tak naprawdę listki spokojnie można pozostawić na dnie naparu, nie trzeba ich oddzielać.




Herbata ma stosunkowo jasny kolor i przyjemny, średnio mocny aromat. Smakuje klasycznie - dokładnie tak, jak powinna smakować czarna herbata, taka z tych raczej delikatniejszych, właśnie śniadaniowych.




We are tea english breakfast zdaje się być herbatą naprawdę dobrej jakości i przede wszystkim starannie przygotowaną. Jeśli przy najbliższej okazji, gdy będę w Londynie, natknę się na inne produkty marki, z pewnością zakupię kolejne mieszanki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podpisz się, proszę.