Na przekór przytłaczającej, jesiennej aurze mam jeszcze sporo bezwstydnie słonecznych, letnich zdjęć i nie zawaham się ich użyć. Na pierwszy ogień idą te, na których uwieczniłam parzenie czarnej herbaty Kenia Milima.
Jak wskazuje nazwa, to herbata pochodząca z Afryki - z górzystych terenów Kenii. Herbaciane krzewy rosną tam na dość dużej wysokości. W opakowaniu znajdziecie piękne, delikatnie skręcone, brązowe listki oraz złote tipsy. Zapach tej herbaty przywołuje wspomnienia z dzieciństwa! To ten aromat, który wydobywał się z herbacianych puszek w czasach, gdy w zasadzie żadnego wyboru herbaty nie było - była tylko czarna, sypana.
Oczywiście parzę tą herbatę wrzątkiem - uzyskujemy napar o głębokiej, brązowej barwie, który pachnie bardzo klasycznie. Kenia Milima smakuje perfekcyjnie - to bardzo dobrze zbalansowany napar, o łagodnym smaku, bez goryczy, nie cierpnie. Śmiem twierdzić, że jest nieco słodkawy. To najchętniej parzona przeze mnie herbata w ostatnich dniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podpisz się, proszę.