Nagłe ochłodzenie w ostatnim czasie sprawiło, że sporo osób w moim otoczeniu (z Mężem na czele) zaziębiło się. Ja nie daję się żadnym wirusom i z pewnością mają w tym udział litry zielonej herbaty, które w siebie wlewam ;) Szczególnie, gdy jeszcze są z dodatkami. Oczywiście piszę to z przymrużeniem oka, bo wiele czynników wpływa na odporność i nie ma cudownych środków. Jednak odwadnianie się na pewno jest niekorzystne i łagodna herbata może temu świetnie zapobiegać - pita ze smakiem!
W tej mieszance - Żurawinowo-cyytrynowej - jak sama nazwa wskazuje, nie brakuje owoców żurawiny (10%) i skórki cytrynowej (8%), ale, co bardzo ciekawe, znajdziecie tutaj aż dwa rodzaje zielonej herbaty: klasyczną senchę i gunpowder, a także hibiskus. W paczce wyraźnie widać różniące się od siebie kształtem i kolorem herbaciane listki. Susz pachnie cytrusowo, orzeźwiająco.
Powiedziałabym, że ta herbata zaparza się dość leniwie, woda powoli nabiera zielonkawego koloru. Jako kompromis między składnikami - z jednej strony zielona herbata, z drugiej owoce i hibiskus - polecam temperaturę około 90 stopni przez maksymalnie 2 minuty i to naprawdę dobrze wychodzi. Napar pachnie cytrynowo i tak też smakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podpisz się, proszę.