Z nadejściem wiosny i cieplejszych dni (doświadczanych głównie na balkonie...) nabrałam ochoty na owocowe, orzeźwiające napoje. Z mojej przepastnej szafki wybrałam sobie zakupiony swego czasu w Szczecinie rooibos z dodatkami.
Zapach mieszanki Rooibos Zanzibar jest po prostu zniewalający, na pewno dlatego ją kupiłam. To bardzo intensywny aromat słodkich owoców, z mocnym waniliowym akcentem okraszony kwiatową nutą. Tak słodki, że aż kręci w nosie. Nie przypominam sobie drugiej takiej herbacianej mieszanki, której zapach byłby niemalże porównywalny z perfumami! W składzie oprócze rzeczonego roooibosa (zielonego) znajdziecie plasterki cytryny, czerwony i biały pieprz (!), goździki, kawałki mango, imbiru, cynamony, wanilii, kwiatki róży, kaktusa oraz aromat. Na bogato.
Ja zalewam tą herbatkę wrzątkiem i parzę dość długo (nawet 5-10 minut), żeby wyciągnąć z suszu jak najwięcej koloru i smaku. Bo niestety mimo mnogości dodatków, smak naparu nawet po długim parzeniu jest rozwodniony... To nie jest ta intensywność, której można było się spodziewać po otwarciu opakowania. Napój o kolorze miodu oczywiście ma przyjemny typowy dla rooibosa smak, bardziej orzeźwiający niż słodki, ciekawa jest też pikanteria, której dodaje pieprz, ale to wszystko baaardzo łagodne.
Dużo po tym napoju oczekiwałam, niestety dawno się tak nie rozczarowałam... Trudno mi tą mieszankę polecić, zakochałam się w zapachu, ale smak mnie nie przekonał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podpisz się, proszę.