środa, 26 kwietnia 2017

Hojicha



Nie pamiętam, co mną kierowało, kiedy kupowałam tą herbatę. Jak teraz czytam jej opis i opinie o niej, nie znajduje w nich nic przekonującego mnie do akurat tej herbaty. Zielona, ale gorzka? Wędzona? Słomiana? Nie brzmi to zachęcająco, ale jest też wiele głosów za tym, że to jednak bardzo oryginalny napar i jego degustacja to ciekawe doświadczenie. Poniżej moje wrażenia...






Hojicha to zielona herbata, której liście w procesie przygotowywania są dodatkowo prażone. Nie da się tego ukryć - po otwarciu opakowania wydobywa się z niego zapach ogniska, spalonej słomy. Już od tego momentu ta herbata zaczęła mi przypominać Japan Genmaichę, która nie przypadła mi do gustu - właśnie przez tą spaleniznę...




Listki herbaty są proste, sztywne, skręcone wokół własnej osi. Trafiają się wśród nich również fragmenty łodyżek. Zalecone parzenie to około 90-95 stopni, ale wrzątek też podobno tej herbacie nie szkodzi. W każdym razie ja skłaniam się ku niższym temperaturom. Ale rzeczywiście minuta w zupełności wystarczy.




Napar nabiera pięknej, głębokiej barwy - coś pomiędzy pomarańczowym i brązowym. Niestety pachnie tym ogniskiem, dymem jeszcze intensywniej niż przed zaparzeniem. W tym momencie już nawet wyczuwam aromat przypiekanego ryżu, chociaż wcale go tu nie ma, ale tak bardzo przypomina mi ten zapach wymienioną wcześniej Genmaichę.




Ale oczywiście trzeba się przełamać, może trochę zatkać nos i spróbować. Smak na pewno jest delikatniejszy niż zapach. Na początku łagodny, potem cierpki i rzeczywiście dymno-wędzony na koniec. Trochę mam wrażenie, jakbym piła napar ze słomy... To nie są moje smaki, zupełnie. To herbata dla koneserów prażonego posmaku. Prażonego, bo sam dymny czy idący w kierunku ziemistego już by mi odpowiadał (patrz pu erh albo jeden z moich faworytów - Qi hong). Niestety Hojicha nie jest dla mnie.


1 komentarz:

  1. De gustibus non disputandum est czy jakoś tak :). Ja uwielbiam :).

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.