Dzisiejsza herbata może zostać podciągnięta do kategorii ślubnych! W końcu przyjechała z podróży poślubnej - fakt, że nie naszej, ale naszych przyjaciół. Dostaliśmy ją w prezencie - prosto z Malezji!
Niewiele jestem w stanie odczytać z opakowania - aż tak daleko moje zdolności językowe nie sięgają, ale nie ma wątpliwości, że to czarna herbata z malezyjskich plantacji. Te granulki, w które uformowany jest susz, są przepiękne! Pachną bardzo mocno, nieco dymnie - przywodzą na myśl te mocne, indyjskie herbaty sprzed ćwierć wieku, które królowały wówczas w polskich domach.
Byłam w stanie doczytać się także zaleconego parzenia - 3-5 minut. Czyli tak jak klasyczna czarna herbata. Otrzymujemy bardzo ciemny napar o intensywnym, ciężkim zapachu już po niecałych trzech minutach, więc jeśli życzylibyście sobie coś łagodniejszego, trzeba parzyć tą herbatę dużo krócej.
Pierwszy raz żałuję, że do wpisu na blogu nie da się dołączyć próbek herbaty :D
OdpowiedzUsuńchetnie bym skosztowała :D
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńJest rewelacyjna !!!!!
OdpowiedzUsuń