Zainspirowana tym postem i kierując się radami pozostawionymi w komentarzach, robię kolejny krok w stronę poznawania yerba mate. Sięgnęłam po kolejną mieszankę opierającą się na yerbie, którą to dawkuję sobie bardzo stopniowo. Pierwszy napój zawierał jej 57,5%, teraz wybrałam torebki, w których jest jej już 74,5%. Przyjdzie pora na wersję saute i oczywiście klasyczną sypaną. Tymczasem przedstawiam Loyd Yerba Mate with Mint, Lemongrass and Lemon Flavuoring.
Oprócz rzeczonej yerby, w składzie zgodnie z nazwą znajdziemy: miętę (12%), trawę cytrynową (7%), korzeń lukrecji (2,5%), skórkę cytryny (2%) oraz aromat. Po otwarciu opakowania unosi się z niego ziołowy zapach z cytrynową nutą.
Mieszankę parzę zgodnie z opisem z pudełka: w 90 stopniach przez 3-5 minut. Otrzymany napar pachnie trawą cytrynową. Ma zielonkawo-brązowy kolor i jest dość mętny. W smaku jest dość łagodny, nieco orzeźwiający, co pewnie jest zasługą mięty. W sumie to bardzo neutralna i stonowana herbata.
Mogłabym zadedykować ten wpis mojemu pracodawcy, który dba o to, żebym po wyjściu z pracy, nadal się nią zajmowała, a w nocy o niej śniła, gdyby tylko ta yerba rzeczywiście miała na mnie jakiś pobudzający wpływ i pomagała mi walczyć z sennością, gdy zmagam się z milionem obowiązków. Jednak w moim wypadku to chyba będzie tak jak z kawą... Mogę wypić dzbanek i po chwili bez problemu zasnąć. Czyli bez efektu. Spodziewam się, że yerbę będę pić jedynie dla smaku i aromatu.
Och, zdjęcia wyglądają niesamowicie smakowicie! Sam skład także sprawia, że mam wręcz ochotę sięgnąć po kubeczek z fotografii :) Mięta, trawa cytrynowa, lukrecja - szykuje się wyborny napój :)
OdpowiedzUsuńA co do yerby, to spróbuj sypaną - taka torebkowa to zupełnie inna bajka :)
Z pewnością przyjdzie na nią pora :)
UsuńA torebkowe herbaty, to nie są drugiej, trzeciej lub kolejnej kategorii? Kiedyś czytałam o jakieś klasyfikacji... Wedle której pakowane są "liście" do torebek. Jak zatem rozróżnić dobre, bardzo dobre i te, po które nie warto sięgać?
OdpowiedzUsuńZależy, co masz na myśli :) Czy herbaty, po które nie warto sięgać, bo są niesmaczne? To kwestia smaku, o gustach się nie dyskutuje. Czy herbaty, po które nie warto sięgać, bo są gorszej jakości? Na to pytanie powinna dać Ci odpowiedź informacja z opakowania (klasyfikację herbat opisała na przykład Herbatniczek: https://herbatniczek.wordpress.com/2013/06/09/oznaczenia-herbat-dlugi-post-pisany/ ). Herbata jest produktem o nikłej wartości odżywczej, więc dla organizmu nie ma większego znaczenia, po jaką sięgamy.
UsuńDzięki za klasyfikacje, oczywiście chodzi mi o ten drugi aspekt, nikła wartość odżywcza, nikłą wartością, ale truć się nie ma co... Chociaż czasami jest czym. :)
UsuńW herbacie nie ma związków chemicznych, które wiązałyby powszechnie znane toksyny. Przychodzi mi do głowy jedynie skażenie pestycydami używanymi do ochrony roślin, tylko pytanie, czy takie są potrzebne i używane na plantacjach? Nie wiem. Jednocześnie proces przygotowywania herbaty do sprzedaży jest wieloetapowy i bardzo prawdopodobne, że pestycydy zostałyby po prostu zmyte z liści.
UsuńPrzychodzi mi do głowy też pleśń, aczkolwiek to może się zdarzyć chyba wyłącznie w źle przechowywanych mieszankach zawierających cząstki owoców.
Mam w domu wielbiciela yerby. Chwilowo jego entuzjazm się zmniejszył, ale trochę zdążyliśmy poeksperymentować :) Jedyna yerba, jaką mogłam wypić to jakaś mieszanka z wiśnią. Innych nie umiałam docenić, za trudny smak miały :)
OdpowiedzUsuńJa dopiero zaczynam smakować yerbę, tak ostrożnie ;)
UsuńNie dziwię się, że ostrożnie :D Pamiętam zapach takiej najbardziej oryginalnej :D
Usuńwolę prawdziwą, sypaną yerba mate, chociaż nie skreślam torebkowanej, chętnie wypróbuję ją między kolejnymi paczkami yerby
OdpowiedzUsuń