Mieliście jakieś noworoczne postanowienia? Trwacie w nich jeszcze czy już zostały przez Was porzucone? :) Takie sztampowe, aczkolwiek bardzo słuszne, to lepiej się odżywiać i zacząć regularnie ćwiczyć - trzymam kciuki za każdego, kto się podejmuje takich prozdrowotnych wyzwań! Nazwa dzisiejszej herbaty sugeruje, że świetnie wpisuje się w ten racjonalny trend.
Pu Erh Fitness to mieszanka o niezwykle energetyzującym składzie. Znajdziecie w niej, oprócz herbaty pu erh (ja uwielbiam, acz trzeba przyznać, że to trudny smak), także yerba mate (moich doświadczeń z yerbą ciąg dalszy - tym razem już całe listki, nie torebki:) oraz trawę cytrynową, dziką różę i jabłko. To połączenie brzmi świetnie, a pachnie po prostu oszałamiająco! Na słodkich kwiatowo-owocowych aromatach unosi się charakterystyczny zapach pu erh. Zakochałam się od pierwszego pochylenia nad tym suszem!
Jak parzyć? Dylemat. Pu erh raczej świeżo zaparzoną wodą, yerba w nieco niższej temperaturze. Z kolei dodatki z pewnością wymagają wrzątku. Kompromis to minimalnie przestudzona woda - takie niecałe 95 stopni. Sprawdziło się.
Swoją drogą z wszystkich herbat chyba najbardziej lubię patrzeć, jak parzy się pu erh, stopniowo, takimi falami oddając swój kolor. Widowiskowe. A na zdjęciach parzenie z użyciem jednego z moich urodzinowych zaparzaczy.
Parzyłam tą herbatę przez około dwie minuty, drugie parzenie tych samych liści przez kolejne dwie minuty daje niemalże równoważny rezultat. Napar ma głęboką, typową czerwono-brązową barwę i pachnie podobnie jak susz przed zaparzeniem, tyle że bardziej łagodnie. Smak? Świetny. Jest pu erh, jest słodycz owoców, jest orzeźwiająca trawa cytrynowa. Fantastyczna mikstura.
Pu Erh Fitness polecam Wam bardzo mocno. Nie wiem, czy to ta yerba tak mnie nakręca czy to, że zdążyłam się stęsknić za pu erh, ale bardzo pozytywnie nastraja mnie ta mieszanka. Smakuje nieziemsko, musicie spróbować.
Na koniec kilka słów o moich noworocznych postanowieniach (w których ciągle trwam)... Odżywiam się nieźle, regularnie ćwiczę, więc stworzyłam raczej listę celów na 2015 rok. Wśród nich - utrzymanie bloga na dotychczasowym poziomie ;)
Zjawiskowy zaparzacz!
OdpowiedzUsuńFajna herbata, genialny zaparzacz :) A co do yerby, to fajnie że Cię nakręca - jest to na prawdę fajna sprawa :) Chociaż szokująca (czasem na początku rozczarowująca) - ale dobrze, że poznajesz ją małymi krokami :) Czekam z niecierpliwością na moment recenzji "CBSe" "Pajarito" czy "Amandy" :)
OdpowiedzUsuńZapisałam sobie nazwy, na pewno sięgnę do nich w przyszłości :) Dzięki za podpowiedzi :)
Usuń