poniedziałek, 16 marca 2015

Javier Marias - Twoja twarz jutro. Gorączka i włócznia



Post o tej książce obiecałam w przedostatnia niedzielę. Tamtego wieczoru wygrał kolejny odcinek House of Cards, w kolejne dni w pracy miałam urwanie głowy, a na weekend wyjechałam na ukochane Mazury, gdzie spędziłam wspaniały czas z osobami, których dawno nie widziałam (czyli zdecydowanie z dala od komputera). To szereg wymówek, ale chyba największe znaczenie miało to, że ta powieść okropnie mi się nie podobała i nie miałam po prostu ochoty o niej nic pisać. W końcu jednak zebrałam się, żeby opowiedzieć Wam, dlaczego nie warto do niej sięgać i marnować czasu, jak ja to zrobiłam...

Nazwisko Marias przewinęło mi się wcześniej wielokrotnie przed oczami i kojarzyłam je z wciągającymi książkami, które zwykle zbierały pozytywne recenzję, dlatego tez w bibliotece sięgnęłam po Twoją twarz jutro bez wahania. Dopiero w domu zorientowałam się, że to część trylogii, na szczęście pierwsza - co poczytywałam za dobry znak (już kilkakrotnie zdarzyło mi się wypożyczyć książkę, która okazywała się jednym tomem z wielu i niestety nie pierwszym).




Całą akcję tego utworu udaje się streścić w stwierdzeniu, że pewien Hiszpan przebywający w Anglii zostaje zwerbowany do tajnej organizacji, która zajmuje się drobiazgową analizą ludzkich zachowań, która ma służyć do równie tajnych celów. Zostaje zwerbowany, pracuje dla tej organizacji i koniec. Nic z tego nie wynika. Autor tworzy jakąś niebywała otoczkę dla wątku, który w zasadzie jest żaden. Kartki tej książki są szczelnie wypełnione dygresjami, odbiegającymi od zasadniczej treści najdalej jak się da. Do tego zatrzęsienie filozoficznych rozważań, które przez kilka pierwszych stron może i są w jakimś niewielkim stopniu ciekawe, potem stają się męczące i uciążliwe, a przez większość czasu ocierają się o banał i Paulo Cohelo bije je na głowę. Nie zniosłam tego bełkotu.

Oczywiście rozumiem, że ten tom Twojej twarzy jutro stanowi wstęp do kolejnych i zapewne na najważniejsze wydarzenia przyjdzie jeszcze czas. Tyle że ten wstęp jest tak zniechęcający, że nie ma szans, żebym sięgnęła po coś jeszcze z tej serii. Być może po inną powieść autora, ale na pewno nie kontynuację tej historii. Podobno Marias jest wymieniany wśród kandydatów do Nobla. Nie mogę w to uwierzyć, to chyba jakaś pomyłka, którą powtórzyło zbyt wiele osób.

Jedyne, co mnie ujęło w tej książce i sprawiło, że w miarę bezboleśnie dotrwałam do jej końca, była moc ciekawych sformułowań i niuansów z pola tłumaczeń hiszpańsko-angielskich. Znając oba języki, sporą frajdę sprawiało mi czytanie o zwrotach nieprzetłumaczalnych, słowach, które wyszły z użycia czy tych, które mają różne znaczenie w zależności od kontekstu. Ale bądźmy szczerzy, to tylko tło, ciekawostki, a nie clue tej powieści. Dla tych, którzy nie znają hiszpańskiego równolegle z angielskim, nie znajduję żadnego powodu, żeby polecić tą książkę...

3 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że Marias to pisarz, którego albo się polubi za kwiecisty styl, albo wręcz przeciwnie, bez stanów przejściowych.;( Znam tylko jedną jego książkę (Wszystkie dusze), ale dzięki subtelnemu humorowi lektura należała do przyjemnych, a nawet urzekających. Ale przyznaję, że niektóre akapity dla lepszego zrozumienia czytałam wielokrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tajna organizacja, tajne plany, tajne cele, tajność, tajność, wszystko tajność - takie coś mógłbym przełknąć tylko w przypadku, gdyby lektura okazała się jakąś groteską, kipiącą kpiną i drwiną :) Natknąłem się kiedyś na podobną lekturę, która także bardzo mi się nie podobała - "Złe małpy" Matta Ruffa. Utwór opowiadał o tajnej organizacji, która potajemnie eliminowała osobników uznanych za złych, niedobrych, etc. W pewnym momencie okazało się, że istnieje druga, równie tajna organizacja, która starała się krzyżować szyki tej pierwszej - ale dlaczego, to już nie zostało w ogóle racjonalnie wyjaśnione (po prostu po to, by zło mogło zatryumfować nad światem). Na okładce czyniono aluzje do dzieł Dicka, a to co czytelnik zastawał w środku było tylko zlepkiem bzdur.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli autor ten wypada blado w porównaniu z moim "ukochanym" Paulo Coelho - to ja serdecznie dziękuję. Wprost ubóstwiam pisarzy, którzy zdają się nie wiedzieć samemu o czym chcą pisać.
    magdalenawkrainieczarow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.