środa, 28 października 2015

Kenia FOP



Dzisiaj mija dziesięć dni, od kiedy zaczęłam zmagać się z uciążliwym przeziębieniem i już czuje się zdecydowanie lepiej. Mimo to najchętniej zawinęłabym się w koc i nie wychylała nosa z domu. Jak dla mnie - osoby fatalnie tolerującej niskie temperatury - nadeszła pora, żeby zapaść w sen zimowy! Obowiązki nie pozwalają, więc na pocieszenie zostaje herbata. Z miejsca, gdzie z pewnością nie narzeka się na zimno - z Kenii.




Kenia FOP to kolejny z moich zakupów w Czajowni. Listki herbaty w tym opakowaniu są średniej wielkości i całkiem kruche. Pachną nieprzyjemnie, ziemiście, ale to szczęśliwie zmienia się po zalaniu ich wodą. Istnieje pewna rozbieżność co do temperatury jej parzenia - na przysłanym opakowaniu wskazano na wrzącą wodę, na stronie internetowej widnieje 80 stopni. Zdecydowanie skłaniam się ku tej pierwszej opcji.






Napar uzyskany z tych liści ma bardzo ciemną, głęboką brązową barwę. Pachnie bardzo przyjemnie - jakby kwiatowo! Jej smak nie jest aż tak ciężki, jakby się mogło wydawać. Gorzkawa, ale z niesamowicie łagodną, miodową nutą na końcu. Nie należy jej parzyć zbyt długo i listki trzeba koniecznie oddzielić od naparu. Przestudzona bardzo traci, staje się cierpka. Uważam, że porównanie jej do herbat assam jest bardzo trafione.




Sądzę, że to wystarczająco wyrazista herbata, żeby pobudzić i dodać energii w te szare dni. Jednocześnie mimo mocnego smaku nie jest przytłaczająca. A posmak, który pozostawia na podniebieniu intryguje - ciekawe, co Wy byście w niej odnaleźli? Polecam sprawdzić.

1 komentarz:

  1. Bardzo lubię czarne herbaty:) Ta wygląda ciekawie. Jeszcze nie piłam kenijskich herbat..

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.