sobota, 27 września 2014

Jonathan Littell - Łaskawe



Druga wojna światowa i Holocaust to w literaturze (i sztuce w ogóle) temat niewyczerpany. Przejmujące historie ludzi dotkniętych tą tragedią wielokrotnie przepracowywane przez pisarzy w ogóle nie tracą na sile. Sama mam za sobą lekturę naprawdę wielu książek - powieści (zarówno opartych na faktach i fabularyzowanych), wspomnień i reportaży podejmujących to zagadnienie.




Rozpoczynając lekturę Łaskawych zdałam sobie sprawę, że wszystko, co do tej pory przeczytałam o drugiej wojnie zostało przedstawione z perspektywy ofiar, poszkodowanych. Jonathan Littell przekroczył pewną granicę - napisał powieść, w której narratorem jest zbrodniarz, nazistowski oficer. Czy coś takiego powstało wcześniej? Najbliższe formą wydają mi się Rozmowy z katem, w których zostały przytoczone obszerne monologi oficera odpowiadającego za likwidację getta warszawskiego. Natomiast pełnowymiarowej powieści jeszcze nie było. Dlatego wystarczyła mi jedna strona Łaskawych, żeby się przekonać, że ta książka to ewenement.

Oczywiście zamysł i perspektywa narratora to tylko baza, podstawa do budowania dobrej książki. Czy Littell znalazł środki, żeby w pełni wykorzystać potencjał tej idei?




Oficera Aue spotykamy w tym momencie wojny, w którym hitlerowcy święcą tryumfy, a ich ekspansja sięga Krymu. Stamtąd zostaje skierowany do oblężonego Stalingradu, w którym doznaje poważnych obrażeń i cudem ocalały wraca do Berlina jako bohater. Towarzyszymy mu niemal do końca wojny - zagłada Rzeszy to jeden z dwóch aspektów powieści. Równolegle śledzimy jego prywatne życie. Jego seksualne praktyki oraz sny i majaczenia niejednokrotnie okazują się równie brutalne i wynaturzone jak wojenne poczynania SS-manów. (Swoją drogą pod tym względem ta książka to niemal hołd złożony freudowskiej psychoanalizie!) Ta powieść przeraża podwójnie: w skali makro w odniesieniu do całego narodu, który dopuścił stworzenie machiny mającej na celu eliminacje innych nacji oraz w odniesieniu do jednostki, bezpośredniego wpływu śmiercionośnej propagandy na pojedynczego człowieka.




Łaskawe są napisane poprawnym językiem, fabuła przygotowana umiejętnie, historia wciąga. Po prostu dobrze się czyta te tysiąc stron. Sposób prowadzenia dialogów przypominał mi Czarodziejską górę Manna.

Czy to wielkie dzieło czy pornografia zbrodni - świetnie zaplanowana prowokacja, która w tej formie gwarantowała sukces i zainteresowanie czytelników? Nie umiem rozstrzygnąć. Najbliżej mi do stwierdzania, że z tego sprytnego planu na książkę powstała naprawdę dobra literatura. Dzieło. Jeśli przetrwa próbę czasu - wielkie, nie tylko z racji objętości.


7 komentarzy:

  1. Faktycznie, historia opowiedziana z perspektywy nazisty, to bardzo ciekawy pomysł. Ja przypominam sobie tylko książki, w których koncentrowano się na niemieckich oprawcach - w "Głosie Pana" Lema jeden z naukowców szczegółowo tłumaczył, na czym polega nieludzkość niemieckich oprawców, tych najgorszej maści (potrafili oni patrzeć na swoje ofiary nie widząc w nich ani krztyny istoty ludzkiej), natomiast w "Kolumbowie. Rocznik 1920" pojawia się niemiecki żołnierz, z którym zaprzyjaźnia się jeden z polskich bohaterów.

    A tak zupełnie z innej bajki, to gościłem wczoraj w Empiku i mój wzrok zahaczył m.in. o "Łaskawe" - byłem pod wrażeniem objętości tego tomiszcza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam wczesniej o tym tytule, wiec Twoja recenzje czytałam z zafascynowaniem. Koniecznie muszę ją przeczytac! Tematyka wojenna dziwnie mnie pociąga(o ile mozna tak nazwać moje zainteresowanie literaturą o takim motywie), a przedstawienie zbrodni z zupełnie innej niz dotychczas perspektywy moze byc naprawdę ciekawym doświadczeniem(i jest takie, wnioskując z Twojej opinii). Cieszę sie bardzo, ze dzieki Twojemu blogowi dane mi było poznać ten tytuł. Dziekuje! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :) Książki o tematyce wojennej dostarczają dużo emocji, stąd być może duże zainteresowanie czytelników. Takie powieści "się przeżywa", poruszają do głębi. Mogę podsunąć Ci kilka innych tytułów z tej grupy, które wywarły na mnie najsilniejsze wrażenie: "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Aleksijewicz, "Wybór Zofii" Styrona, "Szare śniegi Syberii" Sepetys, "Mój Auschwitz" Bartoszewskiego, "Farby wodne" Ostałowskiej.

      Usuń
  3. Znam tylko "preludium" do "Łaskawych" i przyznam, że już ono zrobiło na mnie duże wrażenie. Lektura całości naturalnie w planach, pocieszyłaś mnie stwierdzeniem, że powieść dość szybko się czyta.
    Co do próby czasu - niejednokrotnie zastanawiam się, który z dzisiejszych bestsellerów ma szansę wejść za jakieś pół wieku do kanonu literatury i za każdym razem dochodzę do pesymistycznych wniosków.;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, spośród dzisiejszych książkowych hitów naprawdę niewiele ma szansę przetrwać próbę czasu. Może w konkretnych gatunkach coś przetrwa (np. trylogia Stiega Larssona wśród kryminałów?), ale czy coś wejdzie do powszechnego kanonu? Wątpliwe.

      Usuń
  4. To aż dziwne, że nie słyszałam o tej pozycji. Muszę szybko to nadrobić.

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.