Książki Alice Munro od dawna były na mojej liście do przeczytania (bądź nawet na półce w oczekiwaniu na swoją kolej), ale ostatecznie zapoznałam się z autorką już po otrzymaniu przez nią tegorocznej Literackiej Nagrody Nobla. Widok z Castle Rock to wydany po raz pierwszy w 2006 roku zbiór opowieści o przodkach pisarki, a w dużej mierze także jej autobiografia. To coś pomiędzy powieścią a opowiadaniami - każdy rozdział mógłby funkcjonować oddzielnie, ale dopiero razem dają czytelnikowi pełny ogląd na temat tego, co jest ich istotą.
Konstrukcja tej książki koresponduje z Ostatnim rozdaniem Myśliwskiego, które ostatnio przeczytałam. Nie są to ciągłe opowieści, ale opowiadania o konkretnych osobach i sytuacjach z nimi związanych. Portrety, które razem tworzą większą historię. U Munro jest to zbiór chronologiczny, u Myśliwskiego niekoniecznie.
Autorka sięgnęła naprawdę daleko do historii swojej rodziny. Widok z Castle Rock rozpoczyna się w osiemnastym wieku, gdy przodkowie Munro decydują się na emigrację ze Szkocji do Kanady. Sama podróż jest trudna, nowe miejsce niezbyt przychylne, ale wytrwałość i zacięcie pozwala im przetrwać. Sama Munro (jej alter ego?) pojawia się w jednym z kolejnych pokoleń mniej więcej w połowie książki.
Motywy autobiograficzne w tych opowiadaniach są niewątpliwe. Jednak autorka niezwykle wprawnie wybrała, o czym chce powiedzieć czytelnikowi, a jaką część swoich wspomnień zachować dla siebie. Fragmentarycznie opisuje swoje relacje z rodzicami, rodzeństwem, mężczyznami, w zamian racząc nas opowieściami o przyjaciółkach, koleżankach, dalszej rodzinie. Pokazuje dylematy, przed którymi stawała w swoim życiu, jak zostały rozwiązane, ale skrzętnie ukrywa wewnętrzne rozterki, które im towarzyszyły. Taka poszarpana ta autobiografia - momentami dowiadujemy się o Munro niemal wszystkiego, a chwilę potem zatrzaskuje przed nami drzwi. Oczywiście takie jej prawo.
Parafrazując Gombrowicza, Alice Munro mistrzynią opowiadania jest. Koniec, kropka, bez dyskusji. Jej historie są spójne, starannie dobiera słowa i gramatyczne konstrukcje, dzięki czemu czyta się ją z przyjemnością. Zupełnie inną sprawą, jest, czy przypadnie nam do gustu to, o czym konkretnie pisze. A pisze o codzienności. O tym, co przytrafia się zwykłym ludziom, jakie emocje im towarzyszą i jak to implikuje na ich późniejsze losy. Nie znajdziecie tutaj zatrważających wydarzeń, nagłych zwrotów akcji i wątków trzymających w napięciu. W żadnym wypadku! Określiłabym tą książkę jako spokojną. Jej wartość i siła polega na wnikliwym spojrzeniu w otaczającą nas rzeczywistość.
Jeśli szukacie mocnych wrażeń, oderwania się od szarej codzienności, ta książka Wam tego nie da. W Widoku z Castle Rock znajdziecie to, co Wam doskwiera, dokucza, ale także to, co Was cieszy. Motywy Waszego własnego życia. Tylko opisane z innej perspektywy, przeanalizowane, ku pokrzepieniu serc.
Ta książka jest też o tym, że każdy z nas w pewnym momencie swego życia zapragnie poznać historię swojej rodziny, odszukać to, co zostało po naszych przodkach. Jeśli ten moment przyjdzie wystarczająco wcześnie, mamy szansę napisać ciekawą książkę:)
A na mojej półce leży już kolejny zbiór opowiadań Kanadyjki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podpisz się, proszę.