Pierwsza z herbat Loyd, jaką miałam okazję spróbować, zachwyciła mnie. Loyd Zielona swoim smakiem i aromatem zawiesiła wysoko poprzeczkę kolejnej herbacie tej marki. Z dużymi oczekiwaniami sięgnęłam po Loyd Earl Grey. Jak się okazało - zbyt dużymi...
Już przez okienko w opakowaniu widać, że listki są pokruszone. Po przesypaniu do puszki przekonałam się, że to niemal pył, bardzo drobne kawałeczki o słabym aromacie. Po zaparzeniu herbata ma właściwy kolor, czyli nieco słabszy niż klasyczne czarne herbaty.
W smaku okazała się niestety dość kiepska. Albo w sumie może być, ale na pewno nie jako Earl Grey. Aromat olejku z bergamotki jest słabo wyczuwalny. Podejrzewam, że niektórzy mogliby uznać, że w ogóle go tam nie ma. Zwyczajna czarna herbata bez charakteru. Do tego trochę kłopotliwa w zaparzaniu. Tak drobne listki najlepiej byłoby już chyba zamknąć w torebce (zerknijcie tylko na Lipton Asian White), inaczej niesfornie plączą się w naczyniu.
Fanom Earl Greya tej herbaty nie polecam na pewno, bo się rozczarują. Mogę ją zaproponować jako łagodniejsza forma Earl Greya dla niechętnych lub tych, którzy dopiero będą poznawać ten rodzaj herbaty. Uprzedzając przy tym, że listki dość trudno oddziela się od naparu (potrzebny dobry zaparzacz).
Jeśli chcecie spróbować naprawdę aromatycznej herbaty tego rodzaju, to pozostaje mi ponownie zachęcić do Dilmah Earl Grey. Mimo że to herbata w torebkach (a więc jeszcze drobniej pokruszona niż Loyd), smakuje świetnie i aromatu bergamotki w niej nie brakuje.
Po tym małym rozczarowaniu mogę zapewnić, że jeszcze przed Świętami pojawią się tu ciekawe herbaty o niebanalnym smaku, które bardzo przypadły mi do gustu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podpisz się, proszę.