Dni są wyraźnie coraz krótsze, za oknem coraz zimniej, nawet poranne światło już nie to samo co jeszcze kilka tygodni temu - blade, co widać na zdjęciach. Walczę z jesienno-zimową chandrą co roku i wcale nie żartuję, że czekam już na wiosnę. Póki co pozostają mi codzienne małe próby walki z depresją między innymi za pomocą herbaty. Sencha Royal to ostatnia z bogatej paczki od Teekanne, którą smakowałam cały wrzesień. U progu października przyszedł czas na małe podsumowanie tego prezentu.
W skład Teekanne Sencha Royal wchodzi zielona herbata (97%) oraz aromat egzotycznych owoców. Przyznaję, że początkowo, nie sprawdzając opisu na opakowaniu, sądziłam, że to sama herbata, ale zapach suszu, a potem naparu był podejrzanie słodki. Znowu zrezygnowałam z parzenia zgodnie z zaleceniem z torebek i nie traktowałam zielonej herbaty wrzątkiem, ale wodą o temperaturze około 80 stopni.
Zaraz po zanurzeniu torebki w wodzie staje się ona jasnozielona, a po minucie zdecydowanie bardziej żółta, ostatecznie trochę brązowawa. Napar, jak już wspomniałam, pachnie owocowo, z tym że po chwili nabiera gorzkiej nuty. W smaku niestety tych owoców już nie ma, za to spotkało mnie sporo goryczki. Niestety nie jest to zbyt udana zielona herbata, jest dość cierpka, chropowata. Nawet parzona niższą temperaturą! Nie dla mnie.
Wrzesień z Teekanne okazał się dość przewrotny. Zachwyciły mnie herbaty, po których raczej nie spodziewałam się, że aż tak przypadną mi o gustu. A ściślej rzecz ujmując, herbatki owocowe, bo herbacianych liści w nich nie było. Totalnie rozczarowana zielonymi herbatami (na które bardzo liczyłam), z czystym sumieniem mogę Wam jeszcze raz polecić soczystą Garden Selection, orzeźwiającą Orange & Ginger, a dla wielbicieli cynamonu Magic Apple. Każdy znajdzie coś dla siebie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podpisz się, proszę.