poniedziałek, 17 marca 2014

Trzy książki, które znalazły się na mojej liście "do przeczytania"...



... po lekturze aktualnego Magazynu Książki.



1. Christiane v. Felscherinow, Sonja Vukovic - Christiane F. Życie mimo wszystko




W pewnym wieku (późna podstawówka, może wczesne gimnazjum) lektura My, dzieci z Dworca ZOO jest obowiązkowa. To książka wówczas bardzo pociągająca - o wszystkim, co zakazane, niebezpieczne i zupełnie nieznane. Pamiętam, że czytałam ją z ogromnym przejęciem i długo wpatrywałam się w kilka zdjęć, które do niej dołączono. Niezależnie od tego, jak ta historia została opowiedziana (być może był to literacki bubel, nie wiem), jej siła była ogromna. Wymiar pedagogiczny - nieoceniony!

Przed nami premiera ciągu dalszego tragicznych losów dziewczyny, która uwikłała się we wszystko, co gwarantuje zrujnowanie życia na samym jego początku. Czy udało jej się ocalić chociaż kawałek siebie? Od czasów My, dzieci z Dworca ZOO dorosłam i zetknęłam się z wieloma innymi tego typu opowieściami i mogę się spodziewać, co stało się z bohaterką książki. Mimo dużej dozy przewidywalności, jestem i tak bardzo ciekawa Życia mimo wszystko.



2. Shaun Usher - Letters of note. Correspondence deserving of a wider audience




W tej pozycji przejawia się mój zachwyt epistolografią. I moja staroświeckość (tak, tak). Uwielbiam listy. Ponieważ dzisiaj to już zupełny przeżytek, pozostaje mi lektura tych, które zostały napisane przed laty, zebrane i wydane. (Podobny pociąg przejawiam do dzienników - czy ktoś je jeszcze dzisiaj pisze?) Fascynujące jest to, że ludzie tworzyli kiedyś korespondencję przemyślaną, przygotowaną bardzo starannie ze świadomością, że dotrze ona do adresata w najlepszym wypadku po kilku dniach. Informacyjny ład i porządek - bez milionów głupich smsów i wysyłanych w pośpiechu maili. Tyle słów, ile potrzeba. Bez emotikonów.

Ta książka to zbiór listów od przeróżnych nadawców do przeróżnych adresatów - w większości przypadków są to znane osoby. Sprawy poruszane w korespondencji - najwyższej wagi. Same perełki!



3. Michał Witkowski - Zbrodniarz i dziewczyna




Czytaliście Lubiewo? Było okropne. Wstrętne i w ogóle mi się nie podobało. Ale, jak to ja, dałam Witkowskiemu drugą szansę. I kolejną też. I to nie był błąd. Margot była świetna, a Drwala uważam za absolutny majstersztyk. Zarówno pod względem fabuły i języka. Trafność spostrzeżeń na temat naszej polskiej rzeczywistości zwala z nóg. Po takiej książce trudno nie wyczekiwać kolejnej autorstwa pisarza. Oby równie świetnej!

Powstawanie Zbrodniarza i dziewczyny śledzę na profilu Michała Witkowskiego na Facebooku. Obserwując tam autora (z przymrużeniem oka), można sobie świetnie poprawić humor! Polecam.


Na pewno nie przeczytam...




... niczego, co napisała Anna Ficner-Ogonowska. Po przeczytaniu tego artykułu, który dość wnikliwie zapoznaje z fabułą ostatniej książki autorki... nie, nie i jeszcze raz nie.

4 komentarze:

  1. Uwielbiam Witkowskiego, Lubiewo to jedna z moich ulubionych książek :) Koniecznie będę musiała przeczytać Zbrodniarza i dziewczynę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem dzieci z dworca zoo jakoś przewrotnie uatrakcyjniały narkomańskie życie, fascynowały trochę nie w tę stronę . A Witkowskiego tez oczekuję z entuzjazmem, zwłaszcza że fragment zapodany w Książkach pokazuje, że Witek nie spuszcza z tonu obranego w Drwalu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, pamiętam osoby, którym losy bohaterów z dworca zoo w dziwny sposób imponowały. Mnie zdecydowanie odstręczały.

      Usuń
  3. Nie czytałam artykułu o p. Ficner - Ogonowskiej, ale czytałam wszystke jej książki. I myślę, że wiele zależy od naszego charakteru i sposobu bycia. Wiele głosów słyszałam na temat tych książek. Jedni się zachwycają, a inni wręcz przeciwnie - nawet nie chcą spojrzeć, lub odkładają po przeczytaniu kilku stron mówiąc, że książka jest słaba, mdła i nie nadaje się do czytania. A ja powiem wręcz przeciwnie, bo akurat mnie książki zachwyciły. Dlaczego? Bo czasem warto jest odskoczyć. Poczytać o miłości, o szczęściu - które wbrew pozorom wcale nie przychodzi tak łatwo. Jestem typem marzycielki, choć twardo stąpam po ziemi. Dlatego zmęczona mnóstwem obowiązków bardzo czekałam, aż wreszcie ze spokojem będę mogła do tych książek zajrzeć. Dają ukojenie, ale i wzbudzają mnóstwo skrajnych emocji, przyspieszają bicie serca a dla mnie jest to dowód na to, że książka naprawdę przemawia do czytelników. Ale tak jak mówię - to jest o mnie, bo najzwyczajniej w świecie lubię czasem do takiej lżejszej - choć myślę, że ważnej mimo wszystko - lektury usiąść. :)
    Mnie nie zemdliło, a czytało mi się bardzo przyjemnie. Mojej znajomej wręcz przeciwnie. Więc jak widać - emocje i poglądy są skrajne. Chociaż myślę, że nie należy czegoś z góry przekreślać. Chyba że znamy same siebie tak dobrze, że wiemy co nam się spodoba, a co nie i jaki typ literatury preferujemy.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.