środa, 9 lipca 2014

Filip Springer - Wanna z kolumnadą



Nie potrzeba zagranicznych wojaży, ani szczególnego poczucia estetyki, żeby stwierdzić, że z miejskim krajobrazem w Polsce jest coś nie tak. Że ta masa reklam umieszczanych wszędzie bez ładu i składu jest okropna. Że na blokach królują najbrzydsze kolory. Że w ogóle niektóre bloki są jak z pijanego snu architekta. Że płoty, płoteczki i inne barykady utrudniają poruszanie się po osiedlach. Można długo wymieniać bolączki polskiej urbanistyki. Jednak najgorsze w tym wszystkim jest, że nam to spowszedniało i w ogóle nas nie razi...




Szczęśliwie są tacy ludzie jak Filip Springer, którzy nie godzą się z zastaną sytuacją tak łatwo jak większość. Dociekają istoty problemu. W Wannie z kolumnadą reporter zebrał to, co w polskich miastach i miasteczkach kłuje w oczy najbardziej. Zebrał i poprosił o komentarz osoby bezpośrednio za to odpowiedzialne. Książkę opatrzył solidną porcją adekwatnych zdjęć. Powstało arcydzieło polskiego reportażu.

Książkę czytałam zachłannie. Nie potrafiłam jej odłożyć. Nad tekstem i fotografiami pochylałam się z otwartą buzią: Polska to kraj absurdów, ale w dziedzinie planowania przestrzennego osiąga absolutne wyżyny i szczyty. O tym, jak wygląda nasza miejska przestrzeń, decydują w zasadzie deweloperzy. Oporów ze strony społeczeństwa - zupełny brak. Wszelkie uregulowania prawne albo zostały sprytnie wyminięte albo jawnie zignorowane. Spójnego planu można szukać na próżno. Góra zaniedbań. Do tego w zestawie straszydełka - przeróżne dworki, molochy i inne okropne hotele, które za swój wygląd i usytuowanie zasługują na natychmiastową rozbiórkę. A podejrzewam, że gdy autor pisał tą książkę, jeszcze nie wiedział, że w niedługim czasie zostanie przybity kolejny gwóźdź do trumny krajobrazu polskich miast - zawód urbanisty zostanie do końca tego roku zderegulowany...

Moc rażenia Wanny z kolumnadą polega na tym, że rzecz dotyczy właśnie Ciebie i otaczającej Cię rzeczywistości. To nie opowieść o handlu ludzkimi narządami, który Cię nie dotyczy czy o odległej w czasie i miejscu katastrofie w Czarnobylu. To opowieść o tym, co widzisz za oknem swojego domu, jaki krajobraz mijasz, jadąc do szkoły lub pracy albo do jakiego miejsca zostajesz zaproszony na wesele. Polska codzienność.




Książkę polecam bardzo gorąco. Bardzo cenna lektura, niezależnie od tego, czy już widzisz, jak okropne wizualnie i organizacyjnie stają się polskie miasta, czy dopiero masz się o tym przekonać (a w zasadzie zauważyć to). Zajrzyjcie również na instagram Filipa Springera, na którym znajdziecie kontynuację wnikliwych obserwacji tego, co dookoła nas zbudowano i jak bardzo to spieprzono (często, ale na szczęście nie zawsze).



7 komentarzy:

  1. Ha, widziałem już ten tytuł, który z miejsca mnie zainteresował. To rzeczywiście niezwykłe, że jako społeczeństwo tak łatwo zgadzamy się na dewelopersko-reklamodawczy terror, który decyduje o kształcie i wyglądzie naszego miejskiego krajobrazu. Bardzo cieszy fakt, że znalazł się człowiek, który te wszystkie dziwna, cudy, absurdy postanowił zebrać w jedną całość i ukazać cały ich bezsens w pełnej krasie. Może dzięki temu więcej obywateli naszego kraju uświadomi sobie w jakiej papce przyszło nam żyć. A od świadomości do kontestacji droga już niedaleka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzydota, nuda, brud, wszechobecne reklamy, ekrany i zaniedbane place zabaw - wielka szkoda, że nas Polaków to nie razi i że do tego przywykliśmy. Najsmutniejsze jest to, że turyści z zagranicy widzą to wszystko..
    tommy z Samotni

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie w tej książce zabrakło konstruktywnych wniosków, ale dobrze, że w ogóle powstała, bo zaczęto zwracać uwagę na wszechobecną szpetotę. Jest ona tak wszędobylska, że chyba większość już się na nią uodporniła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście - diagnoza jest dopracowana w każdym szczególe, ale wniosków czy jakiś pomysłów, co z tym zrobić w sumie niewiele. Zagadka dla czytelnika ;)

      Usuń
  4. Nie przeczytałam od deski do deski, bo nie jestem w stanie znieść takiej dawki narzekania, ale przejrzałam, pokiwałam głową i teraz doceniam szarość własnego osiedla a na sąsiednie, kolorowe, z pogardą prycham, że pasteloza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wyciągnęłaś z tej lektury to, co najistotniejsze :)

      Usuń
  5. Nie słyszałam wcześniej o tym reportażu, ale zapowiada się ciekawie...

    OdpowiedzUsuń

Podpisz się, proszę.