czwartek, 5 czerwca 2014

Denise Kiernan - Dziewczyny atomowe



Wojna jest domeną mężczyzn. To oni zwykle ubierają mundury i walczą - w wojennych historiach kobiety są bezdyskusyjnie na drugim planie. Jednak okazuje się, że ten drugi plan może mieć decydujące znaczenie dla całości wojennego wysiłku. Bomba atomowa, która w okrutny sposób przypieczętowała drugą wojnę światową, nie powstała przecież na pierwszej linii frontu. Mozolnie konstruowano ją na zapleczu. Kto miał się tym zająć, jeśli nie kobiety, skoro mężczyźni byli na froncie? Amerykańska dziennikarka Denise Kiernan opisuje historie kobiet, które przygotowały tą niewyobrażalnie śmiercionośną broń.




W reportażu o Dziewczynach atomowych chodzących codziennie o pracy w swego rodzaju fabryce, prowadzących zwykłe życie, nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie wiedziały, nad CZYM pracują. Z kolei miasto, w którym powstawała bomba, nie widniało na żadnej mapie. Kwintesencja wszystkich teorii spiskowych w dziejach znalazłaby tutaj potwierdzenie. Ale o fabule nie napiszę ani słowa więcej, najlepiej od razu sięgnąć do książki.

Ja niestety przeczytałam zbyt wiele tekstów promujących tą pozycję. Obszerne artykuły, które towarzyszyły jej wejściu na polski rynek, pozbawiły mnie elementu zaskoczenia przy lekturze pełnego tekstu. Treść okazała się bardzo przewidywalna, nudnawa. Gdybym wzięła je w ciemno, na pewno dostarczyłyby mi emocji. Chociaż forma, w jaką ujęto tą opowieść, jest do bólu schematyczna (losy kilku kobiet, opisywane równolegle w chronologicznym porządku) i mimo wszystko może rozczarowywać.




W sumie to poprawny, przystępnie napisany reportaż. Historia jest niesamowita, co jest wystarczającą pobudką, żeby go przeczytać. Spróbujcie rozstrzygnąć, czy te dziewczyny mają na rękach krew mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podpisz się, proszę.