Tym razem wyjątkowo, niemal zaraz po sobie przedstawiam Wam kolejną zieloną herbatę - Aloevera. Szczęśliwie ta smakuje naprawdę super i jest godna polecenia.
W jej składzie znajdziemy herbatę zieloną tak zwaną gunpowder (charakterystycznie zwinięte listki, miałam z nią już do czynienia na przykład tutaj), a wśród dodatków kawałki wiśni (pozlepiane wyglądają jak chrabąszcze ;), aloes, krokosz balwierski (czerwone płatki) i aromat. Susz wygląda ciekawie, niestety praktycznie nie ma aromatu. Chociaż to akurat może wynikać z długiego czasu jego przechowywania - przez ostatnie miesiące chroniła go jedynie papierowa torebka.
Herbatę parzyłam w około 80 stopniach pod przykryciem przez dwie do trzech minut - w zależności, jak intensywny smak chcemy uzyskać. Zwinięte listki rozwijają się bardzo szeroko. Napar, podobnie jak susz, nie ma żadnego szczególnego zapachu. Jego brązowawy kolor przechodzi w pomarańczowy, zawieszone są w nim drobne fragmenty płatków krokosza.
Herbata smakuje świetnie! Jest jedwabista, ma niesamowicie gładką strukturę. Delikatniejsza niż większość zielonych herbat, w ogóle nie gorzknieje. Posiada delikatną wiśniową nutkę, słodką, nie kwaskowatą. Aloevera absolutnie ujęła mnie swoją fakturą i niezwykle łagodnym smakiem. Polecam tego typu mieszanki - niestety tej konkretnej nie znalazłam aktualnie w ofercie sklepów internetowych. Warto jej wypatrywać.
Ha, te pozlepiane kulki przypominają mi trochę kozie bobki :) Ale sama herbata wydaje się b. apetyczna - lubię, kiedy smak jest delikatny, łagodny, nie atakuje kubków smakowych silną goryczką. I ta wiśniowa nutka - spróbuję rozejrzeć się za tą herbatą :)
OdpowiedzUsuńNazwa kojarzy mi się z kremem do rąk, więc jestem zaskoczona, że wypadła tak apetycznie ;)
OdpowiedzUsuń