Za jedną z najtrudniejszych literackich form uważam felieton. Potrzeba naprawdę dużo umiejętności, wypracowanego stylu, a przede wszystkim genialnego pomysłu na temat, żeby felieton się udał i czytało się go z przyjemnością. Jest to szczególnie widoczne w zalewie tekstów pisanych przez zupełnie przypadkowe osoby: aktorów, malarzy, psychologów - w Polsce felietonistą może zostać każdy. Kojarzy mi się to z popularnym stwierdzeniem na temat bycia rodzicem: łatwo zostać, trudno być.
Z powyższych powodów felieton to najczęściej pomijana przeze mnie część gazet, po prostu nie tracę na nie czasu. Czytam, gdy nazwisko autora gwarantuje wartościowy tekst. Tak jest w przypadku Krzystofa Vargi - do tej pory nigdy mnie nie zawiódł! (Tutaj jedna z ostatnich perełek, o książkach zresztą.) Rozsmakowana w tych felietonach z radością sięgnęłam do powieści pod tytułem Trociny.
Trociny to opowieść człowieka rozgoryczonego. Pięćdziesięcioletniego rozwodnika z monotonną pracą, bez perspektyw, znudzonego i niechętnego wszelkim nowym inicjatywom. Narzekającego. Narzekanie stanowi istotę jego życia. Gwarantuję, że autor poruszył każdą kwestię, która kiedykolwiek Cię wkurzyła. Począwszy od wiecznie spóźnionych pociągów poprzez polską katolicką zabobonność, toksyczne relacje międzyludzkie, warszawskich snobów i wyścig szczurów, a na małych dzieciach skończywszy. Nikt nie został oszczędzony - surowa krytyka spada na przedstawicieli każdej grupy społecznej (najczęściej dość słusznie). Aczkolwiek sam narzekający ma na tyle dystansu do siebie, żeby zauważyć także własne błędy, zaniechania i dyletanctwo. Gwarantowana jest także autorefleksja nad własnym postępowaniem, ostrzegam.
Główny bohater jest ode mnie starszy o niecałe pokolenie - to, co widzi w rodzicach, ja bardziej przypisałabym dzisiejszym dziadkom. Jednak ta odrobinę różna perspektywa nie przeszkadza mi doskonale odbierać tą książkę. W wielu fragmentach znalazłam swoje własne spostrzeżenia i poglądy, z niektórymi się zupełnie nie zgadzałam, część - była i pozostanie mi zupełnie obojętna. Jednak całość tworzy spójną i sprawnie napisaną, dobrą lekturę.
Nawet jeśli ten potok krytycznych słów i frustracji zawarty w Trocinach Was znudzi (wyobrażam sobie, że może tak być, chociaż ja bawiłam się świetnie przez wszystkie strony), to mimo wszystko spróbujcie dotrwać do końca. Zakończenie jest soczyste :) Dawno nie czytałam tak mistrzowsko zamkniętej powieści. Wydaje mi się, że może to być także gratka dla wielbicieli muzyki poważnej (to nie ja), bo to jedna, jedyna, ale za to rozlegle opisywana pasja, której oddaje się narzekający narrator.
Jeśli chodzi o felietony, to moim niekwestionowanym numerem w tej dziedzinie jest Stanisław Lem. Ale z chęcią poznam też Krzysztofa Vargę - to nasze polskie narzekanie brzmi b. interesująco :)
OdpowiedzUsuń