Ostatnia zielona herbata pojawiła się tutaj niemal miesiąc temu. A poprzednia kolejny miesiąc wcześniej :) Na tyle średnio wystarcza mi opakowanie tego gatunku. Od kubka zielonej zaczynam każdy dzień. Dzisiaj przedstawiam Wam mieszankę Pigwa-imbir.
Zielona pigwa-imbir pochodzi z zestawu, w którym znalazły się także dwie inne herbaty (czarna i owocowa), o których napiszę wkrótce. Sięgnęłam po zielone opakowania nieprzypadkowo - wydają mi się bardzo wiosenne.
Zapach, który wydobywa się z paczuszki po otwarciu, jest absolutnie oszałamiający, bardzo charakterystyczny. Z takim jeszcze się nie spotkałam. Myślę, że to przede wszystkim zasługa imbiru - tego składnika w żadnej z dotychczasowych herbat, które się tu pojawiły, jeszcze nie było. W składzie mieszanki, oprócz zielonej herbaty i wspomnianego imbiru, są także kawałki jabłek, kwiaty dziewanny i słonecznika. (Sprawdziłam kilka razy - po rzeczonej pigwie ani śladu.)
Herbatę zaparzyłam w sposób tradycyjny - w temperaturze ok. 70-80 stopni. Liście oddzieliłam po około półtorej minuty. Otrzymałam napar o typowym kolorze. Zapach po zaparzeniu jest zdecydowanie delikatniejszy. Smak? Cudowny. Miękka i delikatna słodycz przełamana pikantnością imbiru (pozostaje dłuższą chwilę na języku). Świetne połączenie!
Liście zaparzyłam także drugi raz, nieco dłużej. Smak okazał się zdecydowanie łagodniejszy, niestety jakby nieco rozwodniony. Pigwa-imbir oddaje swój prawdziwy charakter jednak tylko przy pierwszym zalaniu wodą.
Wybaczam tej herbacie niesłuszną pigwę w nazwie. Jednak za słodycz odpowiada tu jabłko, które w zestawieniu z imbirem gwarantuje niepowtarzalne doznania. Ja jestem zachwycona i gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podpisz się, proszę.