Tak przywykłam do rytuału parzenia herbat liściastych, że trochę dziwnie się czuję, przyrządzając herbatę z torebki. Szczególnie czarną, którą zalewa się wrzątkiem. Za krótko to trwa :) W każdym razie staram się tak samo celebrować chwile z filiżanką czy kubkiem naparu, niezależnie od tego, ile czasu poświęciłam na jego przygotowanie. Dzisiaj kilka słów o Dilmah Rose with French Vanilla.
Otwierając saszetkę z torebką tej herbaty, spotykamy się z niesamowitym zapachem. Czegoś takiego, degustując herbatę, jeszcze nie doświadczyłam. Mały flakonik perfum. Aromat jest kwiatowy, ale nie naturalnie, tylko w taki drogeryjny sposób. Zapach jest sztuczny, ale nie można mu odmówić, że po prostu piękny.
Po zaparzeniu w zasadzie różana nuta jest niemal identyczna, jedynie mniej intensywna. W smaku dominuje jednak zasadniczo klasyczna, czarna herbata, nieco cierpnąca. Posmak wanilii mi gdzieś umknął. W podsumowaniu pojawia się pewien dysonans: sztuczny zapach sobie, gorzkawy smak sobie.
Dilmah Rose with French Vanilla można spróbować, ale chyba bardziej z ciekawości, jak smakują perfumy (francuskie?) w połączeniu z herbatą. Mi taka mieszanka nie przypadła do gustu...
Tez bym raczej się nie zachwyciła, wydawało by mi się ze zamiast herbaty sączę rozpuszczony kawałek mydła ;)
OdpowiedzUsuńBardzo trafnie to opisałaś ;)
UsuńAch, herbata z torebki też ma swój urok :D Ja np. przyznam szczerze, że kolekcjonuję herbaty, takie niezwykłe okazy, albo jakieś, które przypominają mi o moich podróżach. W wolnej chwili dodam zdjęcie, to na inście zobaczysz :D
OdpowiedzUsuńP.S. Aż mam smaka na herbatkę!
Jestem bardzo ciekawa, będę uważnie śledzić Twoje zdjęcia :)
Usuń